czwartek, 12 stycznia 2017

017.




Styczeń nie przyniósł absolutnie niczego nowego. Ruda wstała wcześnie rano i z wielkim uśmiechem podeszła do okna. Jezioro znów było pokryte cieniutką warstwą lodu, a po błoniach roztaczał się blask, odbijanych promieni. Wszystko ponownie spowite było białym, posrebrzanym puchem. Taka pogoda napawała ją optymizmem. Nie przerażało jej nawet to, że nauczyciele zrobili się jeszcze bardziej męczący i nachalni. Ku przerażeniu klas piątych i siódmych, każdy z nich kładł coraz większy nacisk na naukę i zbliżające się nieuchronnie, czerwcowe egzaminy. Z wielkim uśmiechem udała się do łazienki. Odkręciła ciepły strumień i chwyciła swój ulubiony, czekoladowy żel pod prysznic. Przepełniona szczęściem, zaczęła nucić pod nosem.
Brązowowłosa otworzyła oczy. Z lekką niepewnością rozejrzała się po sypialni. Kiedy usłyszała cichy śpiew dobiegający z łazienki, uśmiechnęła się pod nosem i gwałtownie wyskoczyła z pościeli. Podleciała do jedynego zajętego na ten moment łóżka. Jego właścicielka nie spała. Jej oczy błyszczały, a w tym momencie rozumiały się bez słów. Plan był prosty, nieskomplikowany i… Nie mógł się nie udać! Musiały tylko porozmawiać z Huncwotami, zanim wspólnie z rudowłosą, udadzą się nazajutrz do Hogsmeade.
- Och, na prawdę nie rozumiem, po co ta panika - Westchnęła Mary, zarzucając torbę na ramię i chwytając rękę Remusa, kilkanaście minut później.
- Nikt tego od ciebie nie oczekuje, Mary - Warknęła Dorcas, wywalając i przewalając wszystko, co znajdowało się na stoliku przed nią. - Cholera jasna!
- Tego szukasz?
Meadowes wywróciła oczami i spojrzała na Łapę. W jego prawej ręce, zwinięte w rulonik znajdowało się wypracowanie na najbliższe zaklęcia.
- Tak - Rzuciła przez zaciśnięte zęby i chwyciła za drugi koniec. Syriusz uśmiechnął się lubieżnie, a swoje szare tęczówki utkwił w jej czekoladowych. Nie dała się sprowokować. Chociaż zrobiło jej się gorąco, nie pozwoliła mu tego zauważyć. - Mogę? - syknęła, wyrywając mu wreszcie własne wypracowanie.
Żadne z nich nie poruszyło tematu sylwestra i tego, co się wtedy wydarzyło. Dorcas była również pewna tego, że chociaż nie zamienili ze sobą ani jednego słowa, zarówno on, jak i ona nie podzielili się i zapewne nie podzielą tym faktem z przyjaciółmi. Stało się. Wynik nadużycia alkoholu. Nic więcej. Nie brała pod uwagę rozwoju wypadków. Oboje przeszli nad tym do porządku dziennego, zachowując się tak, jakby zupełnie nic się nie wydarzyło, bo przecież nie wydarzyło, prawda? Przygryzła dolną wargę, na moment dając się porwać emocjom, które wtedy jej towarzyszyły. Wreszcie pokręciła głową i wrzuciła wypracowanie do torby. Odwróciła się na pięcie i pewnym krokiem ruszyła w kierunku dziury pod portretem.
- Idziemy?
Lily westchnęła tylko ciężko i uznając, że to nie na jej siły, poczłapała za Dorcas. Reszta postanowiła pójść w jej ślady.
- Zauważyliście, że ostatnimi czasy nie ma z nami Petera? - Rzuciła zamyślona, rozglądając się dookoła. Black wzruszył ramionami, a Remus wymienił zaniepokojone spojrzenie z Jamesem. - Towarzyszy wam... - Urwała, pokrywając się lekkim rumieńcem. - Znaczy, mam na myśli, czy był z wami ostatniej...
Przerwała, kompletnie zażenowana. Temat Remusa i jego futerkowy problem nadal stanowił dla niej dosyć poważną trudność. Wszyscy wiedzieli, co dzieje się podczas pełni, ale do tej pory nie zdarzyło im się na ten temat dyskutować wspólnie. Mary wtuliła się mocniej w ramie Lupina. Ruda miała wręcz niejasne wrażenie, że do żadnej z nich tak na prawdę nie docierał fakt, że co miesiąc przy pełni księżyca, jeden z ich przyjaciół zamienia się w potwora, a pozostała trójka, wbrew wszelkiemu rozsądkowi oraz szkolnym regułom, rusza na wycieczki razem z nim.
- Tak.
Niezręczną ciszę postanowił przerwać sam Lunio.
- Nie jest to jego ulubione zajęcie, ale zawsze się stawia. Nie zauważyłem jednak, żeby go ostatnio brakowało... - zamyślił się na chwilę. - Regularnie prosi o pomoc w nauce, zjawia się też na lekcjach, a wieczorami z reguły siedzi razem z nami, prawda? - Zmarszczył czoło.
- Szczerze przyznam, że nie mam pojęcia - James podrapał się po głowie, wyraźnie zakłopotany. - Ostatnio sporo czasu poświęcam na wieczorne treningi quidditcha.
Oboje spojrzeli na Syriusza, który ponownie wzruszył ramionami. Nie wyglądało to najlepiej. Rozmyślenia jednak przerwał im dzwonek, zapraszający ich do sali lekcyjnej. Profesor Flitwick nie zmienił się ani odrobinę. Standardowo zajmował miejsce na stosie książek umieszczonych na jego katedrze i z szerokim uśmiechem czekał, aż wszyscy uczniowie zajmą swoje miejsca.
- No dobrze. Dzisiaj zajmiemy się zaklęciem Entomorphis. Czy ktoś z was wie, jak ono działa? – zapytał i rozejrzał się po klasie. Absolutnie nikogo nie zdziwił fakt, że Lily podniosła rękę.
- Panno Evans? - Flitwick z jeszcze szerszym uśmiechem udzielił jej głosu.
- Bardzo przydatne zaklęcie pojedynkowe. Na krótki czas zamienia przeciwnika w tarzającego się po podłodze owada. Bywa również, że trafiony przeciwnik nabywa śliczne czułki.
- Fantastycznie, piętnaście punktów dla Gryffindoru! Czy ktoś jest gotów zaryzykować i pokazać działanie tego zaklęcia? Potrzebujemy dwóch osób! - klasnął w ręce rozentuzjazmowany. - Cuffe! Jones! - Zarządził po chwili ciszy.
Żaden z nich nie wyglądał na zadowolonych. Stanęli na środku klasy z uniesionymi różdżkami, a na ich twarzach malowała się nie tylko lekka odraza, ale również coś na wzór przerażenia.
- No, śmiało chłopcy! - zachęcił ich profesor.
Cała klasa wpatrywała się aktualnie w ich dwójkę. Prawie cała.
- Nie uważasz, że powinniśmy porozmawiać? - Dorcas aż się skrzywiła.
- Nie mamy o czym - syknęła.
Entomorphis! - krzyknął Barnabasz, ale nic się nie wydarzyło.
- Nuuuda - westchnął James, zakładając ręce za głowę i wyciągając nogi na swoją ławkę. Lily zgromiła go wzrokiem.
- A ja uważam, że jednak jest - Szepnął wprost do jej ucha. Spojrzała w jego oczy, marszcząc czoło.
- To absolutnie nic nie znaczy, rozumiesz?
- Kto jak kto, Meadowes, ale ja rozumiem to doskonale - Na jego twarzy pojawił się bezczelny uśmiech. Dorcas natomiast poczuła się tak, jakby wymierzył jej policzek. - Chciałem się jednak upewnić, że jest to równie oczywiste również dla ciebie.
Entomorphis! - Warknęła, rozszerzając oczy w zdziwieniu.
- Fantastycznie! Dwadzieścia punktów dla Gryffindoru! - Wrzasnął Flitwick, obserwując jak Syriusz zamienia się w małego owada.
- Nawet nie masz pojęcia, jak bardzo, Black - Syknęła, z uśmiechem satysfakcji wymalowanym na twarzy.

***

Meadowes nie zastanawiała się już nad tym, co myślą jej przyjaciele. W głębi duszy liczyła się z tym, że ktoś, coś wreszcie zauważy, albo, że Black pochwali się kolejnym nabytkiem. Z drugiej modliła o to, żeby wbrew wszelkim racjom to wszystko pozostało w tajemnicy.
- Naprawdę uważasz, że sobie nie poradzę?
Z zamyśleń wyrwała ją sprzeczka jej przyjaciółek.
- Nie powiedziałam tak, Mary.
- Ale pomyślałaś! Przeskoczyłam sześć lat, zdałam SUMy - Stwierdziła z żalem w głosie. - Naprawdę wierzysz w to, że sobie nie poradzę? - Wygięła usta w podkówkę.
- Mary… - Lily wzięła głęboki oddech. -  Po prostu uważam, że mogłabyś się bardziej przyłożyć.
- Jasne. - Warknęła, wyraźnie obrażona, - Wystarczy, że wy dwie uczycie się, jak nie powiem kto! Jedna z nas musi być normalna – prychnęła i weszła do Trzech Mioteł.
- Uduszę ją. Gołymi rękami! – Dorcas aż się zatrzęsła z oburzenia.
- Dorcas, daj spokój! – roześmiała się. – Mary nie znasz?
- Znam. I właśnie dlatego ją uduszę! – warknęła. – Jak chcesz, to możesz mi pomóc.
- Nie zamierzam - Ruda uśmiechnęła się i opadła na krzesło, łapczywie chwytając dopiero co postawione przed nimi Kremowe Piwo. - Mary, wszystko w porządku? - Zapytała z niepokojem, obserwując twarz blondynki. - Nie gniewaj się, ja to robię dla twojego dobra - Zaczęła się natychmiast tłumaczyć.
- Pełnia się zbliża... - Szepnęła i upiła łyk swojego piwa. Lily nie wiedziała, co jej na to odpowiedzieć. - Chciałabym z nim być - Przygryzła wargę, a w jej oczach pojawiły się łzy.
- Wszystko będzie dobrze - Dorcas uśmiechnęła się pocieszająco i chwyciła jej dłoń.
- Wracamy? - Jej niebieskie oczy spojrzały na dziewczyny prosząco.
- Już? Ale przecież dopiero co usiadłyśmy! - Dorcas spojrzała na zegarek spanikowana.
- Chcę wrócić do zamku... - Wyszeptała, coraz bardziej rozbita. Lily zrobiło jej się żal.
- I co zrobisz? Zaszyjesz się w dormitorium? - Warknęła, wyraźnie wściekła. Ruda spojrzała na nią krytycznie. Wiedziała, co Mary poprawi humor.
- Dobrze, ale najpierw skoczymy do Sklepu Odzieżowego Gladarg, okej? - Uśmiechnęła się do Mary.
- Chyba żartujesz?! Przecież jak tam wejdziemy, to zginiemy! - Dorcas jęknęła.
Lily zmarszczyła czoło i spojrzała na Meadowes znacząco, ukradkiem wskazując na Mary. Brunetka wywróciła oczami.
- Dobra, ale mam warunek - stwierdziła głosem nieznoszącym sprzeciwu i grożąc Mary palcem. - Wybierzesz mi coś ładnego!
Na twarzy blondynki pojawił się szeroki uśmiech. Po łzach nie było ani śladu.

***

Słońce już dawno chyliło się ku zachodowi, roztaczając przepiękną, czerwonawą poświatę. Śnieg skrzypiał pod ich stopami, a mróz zaczął szczypać, ich nieosłonięte twarze. Pomimo tego wszystkiego, wracały w doskonałych humorach. Nawet Mary przestała się zamartwiać i wyszukała przepiękną sukienkę dla Rudej. Śmiały się i żartowały, aby po chwili zmienić temat, na bardziej przyziemny.
Cała trójka, zastanawiała się, co ich czeka po zakończeniu Hogwartu. Rozmyślały nad swoją przyjaźnią. Aż trudno było im uwierzyć, że te siedem cudownych lat, minęło w tak zaskakująco szybkim tempie. Bały się, że każda rozejdzie się w swoją stronę, i że już nigdy więcej się nie spotkają. Że życie codzienne, rodzina, tak je przytłoczy, że zapomną o tej wyjątkowej przyjaźni. Dorcas oczami wyobraźni, widziała już swój ślub z przystojnym, przypadkowo poznanym brunetem, ich wspólne życie, dzieci, dom. Mary roześmiała się krótko. Jako lekkoduch, nie potrafiła myśleć, aż tak poważnie o życiu. Małżeństwo, rodzina… To wszystko za bardzo ją przerastało. Nie była nawet pewna, czy kocha Remusa, co wzbudziło oburzenie w idealnej romantyczce.
Ruda się nie odzywała. Jej myśli błądziły po zupełnie innych torach. Jak była małą dziewczynką, marzyła, aby pójść na medycynę. Wierzyła, że ukończy szkołę z wyróżnieniem i że ten kawałek papieru, pozwoli jej uratować rodzinę. Takie myśli, towarzyszyły jej nawet wtedy, kiedy Severus uświadomił jej, że ma umiejętności magiczne. Dopiero na przestrzeni kolejnych lat, zdała sobie sprawę, jak potężna jest magia i jak wiele będzie mogła nią zdziałać. Całym sercem wierzyła też w to, że pewnego dnia odnajdzie Kamień Filozoficzny i zapewni im życie wieczne. Teraz, to wszystko się zmieniło. Wiedziała, że nawet bycie Uzdrowicielką, nie jest w stanie ocalić jej rodziny. Nie przed nim.
Dlaczego musiała dorosnąć? Teraz, będąc siedemnastoletnią dziewczyną, wiedziała, że ona i jej rodzina, są na równi ze skrzatem domowym. Nie liczyło się to, ile wie… Nie liczyło się to, że była zdolna. Była mugolką. A on takich zabija. Wiedziała, że już nic nie będzie takie, jak wtedy. Musiała walczyć. Musiała odłożyć na bok swoje ambicje na temat kariery medycznej. Zawód Aurora był dla niej już teraz jedynym wyjściem.
Westchnęła i uniosła głowę. Szły ścieżką prowadzącą do zamku. Zaczęła do niej podlatywać znajoma płomykówka. W dziobie trzymała pokaźną kopertę. Wyciągnęła rękę i chwyciła ją. Dlaczego jej życie, musiało przewrócić się do góry nogami? Kiedyś to wszystko było tak banalnie proste. Miała dwie wspaniałe przyjaciółki, miała Severusa… Nawet nie zauważyła, kiedy to wszystko, zaczęło się tak bardzo komplikować. Najpierw straciła Seva, później dowiedziała się, że Voldemort planuje atak i że ona jest jedną z pierwszych, którą dopadnie.
Mały płatek wylądował na jej rękawiczce. Uśmiechnęła się i  schowała list do kieszeni. Przyjdzie czas na jego przeczytanie. Zrobi to później, na spokojnie…
- Uwaga! - Wrzasnęła Mary, ale było już za późno.
Wielka, zimna kula śnieżna wylądowała prosto na jej twarzy, skutecznie wybijając z ponurych myśli. Wypluwając resztki śniegu i zgarniając rękawiczką kulę z twarzy, spojrzała groźnie na swoje przyjaciółki.
- Uduszę was.
Obie krzyknęły przerażone, a następnie nie zważając już totalnie na nic, zaczęły okładać się nawzajem.
Ich śmiech toczył się echem po błoniach i docierał aż na siódme piętro, do wieży Gryffindoru. W jednym z okien, z dziwnym uśmiechem na twarzy obserwował je nie kto inny, jak Syriusz Black. Nie potrafił oderwać od niej wzroku. Od sylwestrowej nocy, coś się w nim zmieniło. Nie potrafił tego nazwać, ani w żaden sposób rozgryźć, ale ta dziewczyna wyraźnie go fascynowała.
- Masz zamiar z nią porozmawiać? - Tuż obok niego, stanął James, także obserwując okładające się śniegiem dziewczyny. Syriusz uśmiechnął się tajemniczo. Nie było sensu zaprzeczać, nie było sensu nawet pytać. Znali się na tyle długo i na tyle dobrze, że zdawał sobie sprawę z tego, że Potter wie. Nie było ważne ile. Wystarczyło, że się domyśla.
- Mam - Odpowiedział, chcąc zbyć przyjaciela.
- Kiedy?
Syriusz zmarszczył czoło, przenosząc wzrok z bitwy śnieżnej na swojego przyjaciela.
- Wydaje mi się, czy posiadasz złe spojrzenie na sytuację, Rogaczu?
- Czyżby? Od dwudziestu minut stoisz w oknie i obserwujesz. Nie jest to normalne, Łapo - Oczy Jamesa rozbłysły satysfakcją. Syriusz roześmiał się pogodnie.
- Nic się nie zmieniło, przyjacielu. Obserwuję ofiarę w poszukiwaniu najsłabszych punktów. Typowo pieskie zachowanie - Mrugnął do niego okiem. - Chodź, lada moment tu będą.

***

- Uf! Padam z nóg – Stwierdziła Lily, nie mogąc przestać się śmiać. – Jeszcze tylko chwilka i będę mogła położyć się do ciepłego łóżeczka!
- Żartujesz?! Przecież jest dopiero dwudziesta! – Dorcas spojrzała na nią z dziwnym wyrazem twarzy. – Przerażasz mnie, dziewczyno!
- Dorcas, to że się położę, nie znaczy, że pójdę spać! Zmarzłam, chcę przeczytać list od rodziców, może nawet im dzisiaj odpowiem – wzruszyła ramionami, otrzepując płaszcz z resztek śniegu.
- Nie żartuj, przecież możesz to zrobić we Wspólnym, nie? – powiedziała rezolutnie.
- Wchodzicie, czy nie? Nie mam zamiaru tu tkwić, przez cały wieczór! – oburzyła się Gruba Dama.
Zignorowały ją.
- Dorcas, ja naprawdę nie mam siły na kolejne potyczki słowne i Huncwotów, marzę już tylko o tym, żeby... 
- Och, na Merlina! - Warknęła Mary. - Wszystkiego najlepszego!
- Słucham? – Ruda, przestała się uśmiechać.. – Ojej…
Tylko tyle zdołała z siebie wydusić widząc, jak Gruba Dama otwiera przejście.
- WSZYSTKIEGO NAJLEPSZEGO!
Została zaprowadzona na środek pomieszczenia, pełnego Gryfonów. Jak mogła zapomnieć, że właśnie dzisiaj są jej osiemnaste urodziny? Jak mogła się nie domyślić, że znowu jej to zrobią?! Spojrzała na przyjaciółki. Obie stały uśmiechnięte. Nie zdążyła ich ochrzanić. Ludzie podchodzili do niej, składali życzenia, całowali w policzki, ściskali jej dłoń. Muzyka rozbrzmiała. Tłum zawył z zachwytu, polała się Ognista Whisky. Nagle ktoś chwycił ją za rękę i pociągnął.
- Chodź! Nie możesz przecież być gwiazdą dzisiejszego wieczoru i wyglądać jak kopciuszek! - Roześmiała się blondynka.
Lily posłała jej szeroki uśmiech i przytuliła ją mocno do siebie. Miała najlepsze przyjaciółki na świecie!

***

Impreza trwała w najlepsze. Po Pokoju Wspólnym walało się coraz więcej butelek, a Gryfoni byli coraz głośniej. Toasty padały coraz częściej, a w głowie Lily już nieźle huczało. Pomimo wszystko wiedziała, że to najlepsze urodziny w jej życiu. Tańczyła, krzyczała i piła, ciesząc się, że jest tu i teraz i wiedząc, że to ostatnia impreza urodzinowa w tym zamku.
Przechyliła kubek, uświadamiając sobie, że jest pusty. Pokazała Dorcas, że idzie do baru i odrobinę chwiejnym krokiem oddaliła się od tańczącego tłumu. Postawiła kubek na stole i przez moment zastanawiała się, którą butelkę chwycić.
- Postawił bym na Kremowe Piwo - Tuż przy niej wyrósł James.
- Na szczęście to moje urodziny, mój kubek i mój drink, a co za tym idzie? Moja decyzja, Potter! - Zaśmiała się sarkastycznie.
- W porządku - Wzruszył ramionami. - W takim razie, czego sobie panienka życzy? - Zapytał z szelmowskim uśmiechem, zajmując miejsce po drugiej stronie, udając barmana. Roześmiała się.
- Czegoś mocnego, słodkiego i w dużej ilości! - Podniosła głos, jednocześnie pochylając się w jego stronę, chcąc przekrzyczeć tłum. - Te kubeczki są strasznie małe, nie uważasz?
Znów się roześmiała.
- Wedle życzenia!
Zakrzyknął i bez dodatkowych słów, chwycił dwa kubki, a następnie napełnił je jakimś parującym, czerwonawym płynem. Okrążył stolik i podał jej drinka. Upiła łyk i uniosła głowę, wpatrując się w niego szerokimi oczami.
- Merlinie, co to jest?
Pochylił się nad nią, szepcząc do ucha.
- Tajemnica.
Przez moment zapanowała między nimi cisza. Ich oczy mimowolnie się skrzyżowały. Usta Lily były lekko rozchylone, a jej tęczówki nagle stały się rozbiegane.
- Chodź - Stwierdził nagle, odstawiając swojego drinka i ciągnąc ją za rękę.
- Gdzie idziemy? - Roześmiała się lekko niepewnie.
- Na koniec świata - Stwierdził, poważniejąc nagle i pomagając jej przejść przez dziurę pod portretem.
- A gdzie jest ten koniec świata?
- Tam, gdzie nikt nas nie znajdzie - Szepnął, odgarniając rudy kosmyk z jej twarzy.

***

Dorcas siedziała aktualnie w kącie i obracała w rękach kieliszek z Ognistą Whisky. Nie miała pojęcia, czy powinna ją wypić. Ostatnio tyle się działo, a w jej głowie była cała masa wątpliwości. Nie wiedziała nawet, jak je rozwiać! Od przeszło piętnastu minut wpatrywała się w Blacka. Był królem parkietu. Z każdym drinkiem coraz trudniej było mu się utrzymać na nogach, ale bawił się przednio. Udało mu się nawet zauroczyć ową piątoklasistkę, z którą przepychał się poprzedniego popołudnia w lochach.
Musiała z nim porozmawiać. Musiała wyjaśnić tą sytuację, zanim zacznie rozpowiadać niesamowite historie, puszczając wodze swojej popapranej fantazji. 
Przechyliła kieliszek i nalała sobie kolejny. W głowie już jej szumiało. Chciała się upić. Chciała się oderwać od tych chorych problemów i egzaminów. Chciała nie myśleć, żyć chwilą. Śmiać się jak inni, tak lekko i beztrosko. Pozbyć się stresu i podenerwowania, które w niej siedziało. Wypiła kolejne trzy drinki. Nawet nie zauważyła, kiedy koło niej zjawił się jakiś szóstoklasista. Kojarzyła go, ale nie pamiętała imienia. Często siadał koło niej przy śniadaniu. Patrzył na nią z niemałym podziwem, kiedy ponownie sięgała po butelkę. Kiedy szkło niebezpiecznie zachybotało w jej drobnych dłoniach, uśmiechnął się i podniósł ze swojego fotela. Stanął naprzeciw niej, wyjął jej butelkę z rąk i wlał do kieliszka. Następnie chciał odstawić butelkę, więc pochylił się delikatnie. Na nieszczęście ręka mu się ześliznęła z wezgłowia i niemalże wylądował na Dorcas. W ostatniej chwili oparł ręce na podłokietnikach. Oddech miał przyspieszony i była pewna, że razem z sercem tworzą jeden rytm. Musiał się nieźle przestraszyć, ale po chwili na jego twarzy pojawił się uśmiech ulgi. Oparł głowę o jej czoło i spojrzał jej głęboko w oczy. Czuła od niego alkohol i perfumy, które były tak niesamowicie znajome. Wyciągnęła rękę po kieliszek. Błądziła opuszkami po stoliku. W pewnym momencie trąciła butelkę, a ta przewróciła się i spadła ze stoliczka z głośnym hukiem.
- Ups! – Zachichotała.
Przystojniak spojrzał na nią zaskoczony, pokręcił głową z niedowierzaniem i powrócił na swoje miejsce, nadal uśmiechając się delikatnie. Poprawiła się na fotelu i spojrzała na niego ukradkiem. Uczynił to samo w tym samym momencie. Wybuchli śmiechem.
Odwrócił się mimowolnie. Dostrzegła, że się jej przygląda. Przestała się śmiać, a swoje oczy utkwiła w jego. Ogarnęła ją niemożliwa do poskromienia złość. Co on sobie myślał?! 
W tym momencie zrobił coś, czym delikatnie ją rozstroił. Uniósł ku niej kieliszek. Automatycznie podniosła swój, a następnie szybko powróciła do swojego rozmówcy, ale od tego momentu coraz częściej na siebie spoglądali. Coraz częściej wznosili niezauważalne toasty i coraz częściej się do siebie uśmiechali. Jednak żadne z nich nie opuściło swojego partnera. On zajmował się rudą piątoklasistką, nią zajmował się owy przystojniak.
Jednakże za każdym razem, kiedy ich oczy się spotkały, przeszywał ją dreszcz. W głowie szumiał wypity alkohol, dodając jej odwagi. Długo nie potrafiła się na to zdobyć, aż wreszcie pochwyciła swój kieliszek i ruszyła w jego stronę. Pomału, warząc każdy krok. Udawał, że tego nie dostrzegł. Poniekąd obawiał się, że jak na nią spojrzy, natychmiast ucieknie. Ignorował ją tak długo jak tylko dało radę, natomiast w niej z każdym kolejnym krokiem na nowo pojawiał się bunt.
Bez owijania w bawełnę podeszła do miejsca, w którym stał i bez chwili namysłu palcem wskazującym u prawej ręki postukała go w lewe ramie. Udał, że tego nie poczuł, nadal zabawiając rozmową swoją towarzyszkę.
- Za kogo ty się masz, Black? - Stwierdziła, skutecznie sprawiając, że odwrócił się w jej stronę. Zmierzył ją wzrokiem, przedłużając moment, w którym będzie zmuszony do odpowiedzi na jej pytanie.
Sekundy się przeciągały w minuty, a oni nadal nie mówili nic. Po prostu stali. On z podwiniętymi rękawami, rozpiętą koszulą oraz zmierzwionymi włosami i ona. Z lekko zamglonymi, ale jednocześnie roziskrzonymi oczami i aurą pewności siebie spowitej autentyczną nienawiścią do niego samego. Co jakiś czas unosił kieliszek do ust, a w jego oczach rosło to coś, co już poznała.
- Za kogo się masz, do cholery? - Wychrypiała, chcąc uzyskać odpowiedź, ale i tym razem się jej nie doczekała.
Wyjął z jej rąk kieliszek i razem ze swoim odstawił na najbliższy stolik, a następnie poprowadził na parkiet. Ponownie zapanowała między nimi cisza. Czuła ciepło bijące od jego ciała. Delikatnie objął ją w pasie. Ona sama błądziła opuszkami po jego mokrej koszuli, co jakiś czas notując, że przechodzą go dreszcze. Nie odrywali od siebie wzroku, ale ona już wiedziała.
- Merlinie... - Wyszeptała tak cicho, że tylko on mógł to usłyszeć. - Zrobimy to jeszcze raz, prawda?
W ustach jej zaschło. Przestali się bujać w rytm muzyki. Jej oczy rozbłysły czymś, czego jeszcze nigdy w życiu nie widział. Przelała szalę. Odpowiedział jej uśmiechem, a następnie bez żadnego uprzedzenia, wpił się łapczywie w jej usta, wykorzystując moment, w którym zgasło światło.

***

Szła tuż za nim, dając się ciągnąć za rękę. Nogi zaczęły ją boleć od wysokich szpilek, a głowę zaczął maltretować powolnie wyłaniający się kac.
- Daleko jeszcze? - Westchnęła ciężko, wyrywając rękę z jego uścisku i opadając na najbliższą ławkę. Musiała zdjąć te cholerne szpilki.- Nie - Uśmiechnął się tajemniczo i znów zaczął ją ciągnąć za rękę. Westchnęła ciężko i odgarnęła kosmyk włosów ze swojego czoła. Uniosła głowę. Nie miała pojęcia, która może być godzina, ale to raczej nie miało znaczenia. Przed sobą ujrzała spiralne schody, a kiedy spojrzała w górę, ujrzała rozgwieżdżone niebo.- Wieża Astronomiczna? - Zapytała z nutką rozczarowania, ale nie otrzymała odpowiedzi.
Pokonywał kolejne stopnie z jeszcze większym zacięciem, ciągnąc ją za sobą. Aż wreszcie poczuła powiew mroźnego powietrza, który uświadomił ją, że wreszcie dotarli na sam szczyt. Ostatnio była tutaj podczas egzaminu na piątym roku. Dech zaparło jej w piersi. Uwielbiała widok z Wieży Astronomicznej. Położyła buty w kącie i podeszła do krawędzi. Dookoła niej, pełno było teleskopów, a nad nią rozpościerał się piękny, upstrzony milionami gwiazd baldachim. Na jego środku, tuż nad najwyższymi drzewami w Zakazanym Lesie, znajdował się praktycznie okrąglutki, srebrny księżyc. Jego poświata, rzucała przepiękne światło na błonia, otaczające zamek. Gdzieś w oddali, ujrzała palące się w domku Hagrida światło. Panowała idealna, niezmącona cisza. Zupełnie tak, jakby wszyscy pogrążeni byli w głębokim śnie. W cudownej łunie, tworzonej przez księżyc, świeciły się srebrne drobinki, pokrywający biały puch… Zamknęła oczy. Atmosfera była magiczna. Wziął głęboki oddech. Ręce mu drżały. Nie potrafił się skupić, opanować… Powoli podszedł do miejsca, w którym stała. Był już tak blisko, że czuł ten cudowny, czekoladowy zapach jej ciała, drażniący wszystkie jego zmysły… Nim zdążył zrobić cokolwiek, otworzyła oczy i odwróciła twarz w jego stronę. Jej spojrzenie natychmiast go sparaliżowało. Nie był w stanie zrobić już nic więcej. Stał, jak debil i wpatrywał się w nią jak urzeczony. Emocje i uczucia targały nim niesamowicie,  Zupełnie tak, jak wtedy, gdy zobaczył ją po raz pierwszy… Uśmiechnęła się delikatnie, a widząc jego dziwny wyraz twarzy zaczęła chichotać, po raz pierwszy od dawna radząc sobie z jego przeszywającym spojrzeniem. Po niebie sturlała się gwiazda, Wydała z siebie zduszony okrzyk i uniosła głowę ku górze obserwując jak leci kolejna, a po niej następna. Natychmiast podeszła do najbliższego teleskopu i ustawiła go na odpowiednim kierunku. Toczyły się jedna, po drugiej.- Coma Bernicydy - usłyszała jego szept. Spojrzała na niego uważnie. Nigdy by nie przypuszczała, że będzie znał ich nazwę.- Osiągają prędkość nawet do 65 km/s. Mamy szczęście, że możemy je obserwować. Przekrzywiła głowę, patrząc na niego z niedowierzaniem, Wszystko, co robił James Potter nie miało prawa być przypadkiem. Skrzyżowała ręce na piersi.

- Wszystkiego najlepszego, Lily - uśmiechnął się, podając jej malutkie pudełeczko. Rozszerzyła oczy i z rumieńcami na twarzy, łapczywie zaczęła rozrywać papier. Nie mógł powstrzymać uśmiechu na widok rozczarowania, kiedy zrozumiała, że w środku nie ma nic.- Dupek! - warknęła, trącając go ręką. Przytrzymał ją, wwiercając się w jej tęczówki, a następnie bardzo powoli i jakby z lekką obawą zaczął się do niej zbliżać. Wstrzymała oddech. Alkohol pozbawił ją racjonalnego myślenia i dennej analizy. Po prostu przymknęła powieki i wspięła się na palce, złączając ich usta w długim, namiętnym pocałunku.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz