[muzyka]
- Panno Evans, możesz mi
łaskawie powiedzieć, co robicie na szkolnym korytarzu, o tak późnej porze?
McGonagall uniosła brwi, a
usta zacisnęła. Jej ton także nie wróżył nic dobrego. Lily spojrzała na
nauczycielkę zdezorientowana.
- Pani chyba nie myśli, że
miałam cokolwiek wspólnego z tym, co oni zrobili? – wyjąkała nieskładnie.
- A co zrobili?
- Nie wiem! Brałam kąpiel w
łazience prefektów, a kiedy wyszłam, nagle się przede mną zmaterializowali! –
mówiła szybko, a język jej się plątał ze zdenerwowania.
Jeżeli przez nich otrzyma
szlaban lub odejmą jej punkty, to ten wieczór będzie ich ostatnim w tym
piekielnym zamku!
- Syriusz lunatykował!
– wypalił nagle Potter, wprawiając w osłupienie wszystkich zgromadzonych.
Musiał wymyślić coś
kreatywnego, zanim ta zarozumiała małpa palnęłaby coś głupiego.
- Czyżby? – McGonagall
spojrzała na niego znad swoich okularów.
- Właśnie, czyżby? –
powtórzyła Ruda niczym automat, a Potter spojrzał najpierw na nią, a później na
Blacka.
- Och, tak! Dosyć często mi
się to zdarza! – Łapa momentalnie przybrał beztroski ton i uśmiechnął się
łobuzersko. – A wie pani, pani profesor, że lunatyka się nie budzi?
- Więc poszedłem za nim! –
podchwycił Potter.
Ruda słuchała tego z
poirytowaniem, ale jednocześnie lekkim podziwem. Bajka, którą wymyślili była
tak niesamowicie wiarygodna, że gdyby nie wiedziała, jak było naprawdę, to była
skłonna w to uwierzyć. Kątem oka spojrzała na opiekunkę ich domu, ale ta nie
dała po sobie nic poznać.
- No wie pani, pani profesor!
Nie mogłem mu pozwolić na błąkanie się po zamku! Jeszcze by mu się coś stało!
- I tak sobie szliśmy i
szliśmy, ja, bo lunatykowałem, i James, bo mnie pilnował, i natrafiliśmy na
Evans! Natychmiast chciała biec po panią, ale James jej wyjaśnił, jaka jest
sytuacja, więc po prostu starali się mnie nawrócić z powrotem do łóżka! –
powiedział uradowany.
- Dokładnie tak było! –
Rogacz natychmiast przytaknął. – A później się przestraszyliśmy jakichś
odgłosów i woleliśmy pobiec prosto do Wieży, a wtedy, panna Evans – uśmiechnął
się ironicznie i posłał jej wyzywające spojrzenie – stwierdziła, że ma coś do
powiedzenia w tej sprawie! I zachciało jej się na środku korytarza prawić nam
morały na temat regulaminu! Da pani wiarę?! W środku nocy, chciała nam
recytować punkt po punkcie, co możemy, a czego nie! – stwierdził oburzony, a
Ruda aż otworzyła usta. Nie była w stanie wykrztusić słowa. – A przecież nam
nie wolno przebywać poza sypialnią w środku nocy!
- No chyba, że w towarzystwie
któregoś z profesorów! – uzupełnił Syriusz i skinął głową przed McGonagall.
- Albo za pozwoleniem!
- Albo z dobrym powodem! –
pokiwał głową Black i wymienił znaczące spojrzenie z przyjacielem.
Najwyraźniej skończyły im się
argumenty, bo oboje skrzyżowali ręce na piersi, a następnie prawą dłonią
zaczęli pocierać podbródek, jakby chcieli pokazać, że nad czymś usilnie myślą.
Zapanowała kilku sekundowa cisza. McGonagall ściągnęła usta jeszcze bardziej i
także skrzyżowała ręce na piersi. Jej spojrzenie było tak przenikliwie, że Ruda
nie mogła wyjść z podziwu dla obu panów. Żaden nie odwrócił wzroku, ale obaj
byli niesamowicie pewni siebie i uśmiechali się rozbrajająco.
- Black – odezwała się w
końcu. – Opowiadasz to w taki sposób, jakbyś pamiętał każdy najmniejszy
szczegół z tego zajścia.
- Tak jest, pani profesor!
Tej wściekłości na twarzy Evans nie da się zapomnieć! – palnął bez
zastanowienia.
Ruda uśmiechnęła się z
triumfem, a Potter jęknął.
- To już trzecie twoje
świadome lunatykowanie w tym tygodniu. Może powinieneś zgłosić się do Świętego
Munga? – spojrzała na niego krytycznie, a Łapa najwyraźniej zrozumiał swój błąd.
Nim jednak zdążył
odpowiedzieć, wydarzyło się coś jeszcze.
- Pani profesor!
Filch ledwo łapał powietrze.
Musiał chyba przebiec spory dystans, bo miał naprawdę spore trudności z
oddychaniem. Kiedy znalazł się tuż przy nich, oparł dłonie na kolanach i
próbował złapać oddech.
- Argusie? – spytała wyraźnie
zrezygnowana.
Machnął ręką i dał znać, że
potrzebuje jeszcze chwilkę. Ten gest wystarczył. Cała ich trójka wybałuszyła
oczy w przerażeniu.
- Argusie, wszystko w
porządku?
- Oooo! Pani profesor, na
pewno nic mu nie jest! – Black roześmiał się nerwowo i podszedł do woźnego. Z
wyraźnym obrzydzeniem poklepał go delikatnie po plecach, jednocześnie starając
się wyrwać mu z rąk pergamin.
- Taaaak! - Potter także
zrobił trzy kroki w przód i jakimś cudem udało mu się przechwycić kartkę.
Na to Argus zaczął machać
gwałtownie rękoma, a z jego ust wydobył się przeraźliwy, gwiżdżący dźwięk.
- Och, na Merlina! – warknęła
coraz bardziej poirytowana nauczycielka. – Anapeo!
– machnęła różdżką bez przekonania, ale zaklęcie okazało się skuteczne.
- Pani profesor! Ten
pergamin! Ten chłopak! Niech pani spojrzy! – wycharczał, a Minerwa uniosła brwi
i jeszcze bardziej ściągnęła usta.
- Co ty bredzisz, Filch? –
powiedziała groźnie.
- Oni coś kombinują! Kolejny
dowcip! Ten pergamin! Niech pani spojrzy, to jakaś mapa! – krzyknął,
gestykulując gwałtownie.
Spojrzała podejrzliwie
najpierw na woźnego, a następnie na trójkę swoich podopiecznych. Najwyraźniej
poprawnie odczytała przerażenie na twarzy Rudej oraz wyraźnie wymuszony,
obojętny uśmiech u Pottera.
- Panie Potter, jeśli łaska –
stwierdziła i wyciągnęła dłoń.
Spojrzeli na nią z miną
zbitego psa i przełknęli głośno ślinę.
- Pani profesor! – podjął grę
Black. – Chyba pani nie wierzy w te dyrdymały?
- Pergamin – poleciła krótko
i spojrzała na nich groźnie.
- Koniec psot – mruknął
Potter, mając nadzieję, iż to wystarczy. Niestety nie miał możliwości, aby to
sprawdzić.
- Słucham?
- Koniec psot! Słowo, pani
profesor! Już nigdy, przenigdy, ani ociupinkę! – dokończył szeptem i spojrzał
na nią z proszącym uśmiechem.
- Co to za cholerny cyrk?! –
straciła w końcu panowanie nad sobą. – Potter, natychmiast oddaj mi ten świstek
papieru! – krzyknęła, a oni zrozumieli, że to koniec.
Bez większego oporu oddał ich
skarb i zwiesił głowę, oczekując wybuchu. Ruda wstrzymała oddech. McGonagall
przyglądała się przez moment brązowej kartce, okręciła ją i westchnęła.
- Tu nic nie ma, Filch. To
tylko kawałek pustego pergaminu! – syknęła.
- Nie! Słowo, pani profesor!
Niech pani zrobi to swoje czary – mary! Ja naprawdę!
- Filch!
- Ale ja naprawdę!
Nawet nie zauważyli, kiedy
wyjęła różdżkę i zaczęła mruczeć pod nosem. Zapanowała cisza. Filch przebierał
nogami w zniecierpliwieniu a oni nie mieli pojęcia, jak się zachować.
Oboje byli niesamowicie ciekawi, co ukazało się na pergaminie. Zorganizowali to
w taki sposób, aby za każdym razem pojawiało się coś innego, w zależności od
tego, kto próbuje to odczytać. Nikt nie ośmielił się odezwać. Nauczycielka
zarumieniła się delikatnie, a kiedy zrozumiała, że wpatrują się w nią cztery
pary oczu, chrząknęła i przybrała surowy wygląd.
- To nie jest mapa.
Wygląda jak jakiś bzdet od Zonka! – warknęła, a kiedy nadal starał się
oponować, uciszyła go machnięciem ręki i ponownie zwróciła się w stronę panów.
– Nie macie prawa szwendać się po zamku. Nawet, jeżeli pan Black lunatykuje –
dokończyła z przekąsem.
- Jasne, pani profesor
– mruknęli, a James wyciągnął ręce po swoją własność. Spojrzała na niego
zaskoczona. – Nie dostaniemy go z powrotem? – wybałuszył oczy.
- Jedyne, co
otrzymacie, to szlaban, panie Potter!
- Ale pani profesor! –
oburzył się.
- Po raz kolejny złamał pan
szkolny regulamin, panie Potter. Czy wy w ogóle wiecie, jak on brzmi? Może
faktycznie panna Evans powinna była go wam wyrecytować na środku tego
piekielnego korytarza o pierwszej nad ranem? Może wtedy zrozumielibyście, co
wam wolno, a czego nie?
- Nie sądzę, pani
profesor – wtrąciła się w końcu Ruda. – Chyba, że odczytam im to w taki sposób,
jakbym im zezwalała na te wszystkie zakazy. Wtedy wydadzą im się nudne i
niewarte łamania – westchnęła.
- Pani profesor,
jedyne, co czytałem, to prace domowe Evans! – mruknął James, a widząc oburzone
spojrzenie Rudej i nauczycielki, dodał: – No przecież musiałem wiedzieć, o czym
mam pisać, prawda? – stwierdził tak oczywistym tonem, jakby mówił o pogodzie.
- Szlaban i po dziesięć
punktów od każdego z was! – Oburzenie nie pozwalało jej mówić.
- Ostrzegałam! – Ruda
klasnęła w dłonie z uciechy, a oni posłali jej wymuszone uśmiechy.
- Pani też, panno Evans.
- Słucham?! – oburzyła
się.
- Pani również nie było
w łóżku. Macie się stawić w moim gabinecie z samego rana!
- Ale jest sobota! –
jęknął jeszcze Black.
- Och, ma pan rację,
panie Black – mruknęła, a on wyszczerzył zęby. – Punkt ósma w moim gabinecie. I
ani minuty spóźnienia! – krzyknęła, wymachując pergaminem przed ich nosami. – A
teraz marsz do łóżek! - stwierdziła, po czym odwróciła się na pięcie i pomknęła
korytarzem, mrucząc „karygodne!”.
Filch przywołał swoją kotkę i
także zniknął za rogiem. Ruda zgromiła ich wzrokiem, kiedy znaleźli się w
totalnie opustoszałym i idealnie wysprzątanym pokoju wspólnym.
- Co cię tak bawi?! –
warknęła, kiedy zauważyła, że Potter uśmiecha się z satysfakcją.
- To działa – mruknął i
spojrzał znacząco na Blacka. – Widziałeś?
- O taaak!
I oboje wybuchli śmiechem.
- Co działa, do
cholery?! - spytała Lily, ale jej nie odpowiedzieli.
James pochwycił jedynie
leżący niedaleko pergamin i machnął różdżką. Następnie podał go Rudej i oboje z
Łapą ruszyli do sypialni, głośno się o coś sprzeczając. Odprowadziła ich
wzrokiem, a następnie spojrzała na kartkę. Nie było na niej nic. Tknięta
przeczuciem wymruczała zaklęcie. Dokładnie to samo, którego użyła McGonagall, a
jej oczom zaczęły ukazywać się literki.
Pan Lunatyk przesyła wyrazy
szacunku szanownej Rudej i uprzejmie prosi, żeby nie wtrącała się w sprawy,
których nie rozumie.
Pan Rogacz zgadza się z panem
Lunatykiem i musi przyznać, że nigdy nie widział równie wścibskiego i
zarozumiałego stworzenia!
Pan Łapa pragnie wyrazić
swoje zdziwienie, gdyż nie rozumie, jak tak z pozoru inteligentna czarownica
dała się wrobić bandzie matołów.
Pan Glizdogon życzy panience
przecudownych snów i kolejnej masy niespodzianek!
***
Wstała wcześnie. Właściwie to
prawie nie spała. Nie mogła zrozumieć, co się wydarzyło poprzedniego wieczoru.
Zarobiła szlaban. Z Blackiem i Potterem. Przez Blacka i Pottera! Wściekła
skierowała się do łazienki, ale nawet ciepła woda nie potrafiła jej uspokoić.
Westchnęła, narzuciła pierwsze lepsze ubranie i przeszła do Pokoju Wspólnego,
gdzie spotkała ją pierwsza niespodzianka. U stóp schodów, oparty o poręcz stał
Black i uśmiechał się bezczelnie, a naprzeciw niego podpierał ścianę James.
Zgromiła ich wzrokiem i z dumnie uniesioną głową przeszła koło nich, nie
zaszczycając ich chociażby opryskliwym cześć.
- Evans, kochanie, a może by
tak dzień dobry? - spytał James.
- Kpisz sobie ze mnie? –
warknęła i przelazła przez dziurę pod portretem.
- Nie, dlaczego? – spytał,
wyraźnie nie rozumiejąc jej nastawienia. – Przecież dzień się dopiero zaczął.
Zobacz, świeci słońce, ptaki śpiewają...
Odwróciła się gwałtownie i
spojrzała na niego rozeźlona. Zamilkł natychmiast, a Black zachował wręcz
bezpieczny odstęp. Jego ręka spoczęła w kieszeni i coś jej mówiło, że w razie
potrzeby wyjąłby różdżkę.
- Stajesz na mojej drodze,
Potter, a to oznacza, że niczego dobrego nie można się spodziewać! – warknęła.
- Ale...
Black aż zacmokał z podziwu.
On nie byłby w stanie zaryzykować powiedzenia chociażby jednego słowa więcej.
- Zarobiłam przez ciebie
szlaban. Kolejny, do cholery! I za co?! Za to, że zachciało mi się kąpieli! –
krzyknęła i odwróciła się, aby powędrować dalej.
Spojrzała na zegarek. Była za
dziesięć ósma. Nie miała ochoty się spóźnić tylko i wyłącznie dlatego, że
Rogaczowi zachciało się pogawędki. Oboje chyba zrozumieli zagrożenie, bo nie
wypowiedzieli już ani słowa więcej.
- Pani profesor – mruknęła i
opadła na najbliższe krzesło.
- Witam, panno Evans –
odpowiedziała profesorka, nie odrywając oczu od sprawdzanego wypracowania. – A
pan Black i pan Potter? – Ledwo skończyła, do środka wparowali oboje.
- Czołem, pani profesor! –
Oboje mieli ogromne uśmiechy na twarzy, jakby ta sytuacja wyraźnie ich bawiła.
– To co dziś robimy? – Potter uśmiechnął się łobuzersko i podszedł do szafki
stojącej w rogu, wziął małą puszkę i wyjął z niej dwa ciastka. Jedno z nich
rzucił przyjacielowi, a drugie wepchnął sobie do ust. – Patroszenie szczurów?
- Gumochłonów?
- Czyszczenie nocników?
- Czyszczenie pucharków?
- Klatek po zwierzętach
Hagrida?
- A może kociołków? – Ledwo
Black skończył wypowiedź, spojrzał na Pottera, jakby coś do niego dotarło.
Podnieśli się z krzeseł i
podeszli do biurka McGonagall.
- Zalali lochy?! – szepnęli z
nadzieją.
Minerwa odłożyła długopis i
spojrzała na nich z politowaniem.
- Nie. Dziś czeka was coś o
wiele przyjemniejszego.
Oboje jęknęli wyraźnie
rozczarowani.
- Nie rozumiem, jak to się
stało, że oni nie potrafią rozpuścić kociołka! – Łapa spojrzał na McGonagall z
niedowierzaniem.
- Pierwszoroczni to sami
kretyni! – wypalił Rogacz i oboje wybuchli śmiechem.
Ruda natomiast wywróciła
oczami i spojrzała zniecierpliwiona na profesorkę.
- Biblioteka – rzuciła krótko
i ruszyła do drzwi.
Łapa, który aktualnie przy
nich stał, otworzył je nonszalancko, a sekundę później otworzył oczy w
zdziwieniu.
- Zaraz, zaraz... Gdzie?! –
krzyknął i pognał za nauczycielką. – Pani żartuje, prawda? Dlaczego biblioteka?
Jest tyle pomieszczeń w tym cholernym zamku!
James zaśmiał się krótko, a
następnie wyciągnął rękę w kierunku Rudej, chcąc pomóc jej wstać. Prychnęła i
podniosła się z miejsca. Nim zdążyła dotrzeć do drzwi, Rogacz już tam był i z
szerokim uśmiechem je przytrzymywał. Pokręciła głową poirytowana. Wiedziała, że
w tym wszystkim jest drugie dno. Nie miała jeszcze pojęcia jakie, ale była
pewna, że coś jest na rzeczy. Postanowiła jednak zaryzykować. Wolnym, ostrożnym
krokiem podeszła do wyjścia, a kiedy dzieliły ich jakieś trzy centymetry,
Rogacz złapał ją za ramię, przyciągnął do siebie i wyszeptał do ucha:
- Szlaban zarobiłaś, bo
zachciało ci się kąpać beze mnie.
I, nie czekając aż mu
odpowie, wyszedł, zostawiając ją totalnie zdezorientowaną.
W bibliotece spędzali już
chyba szóstą godzinę. Siedzieli w jej dusznej i najbardziej zakurzonej części,
a książki piętrzyły się przed nimi całymi kilometrami. Porządek. To mieli
zrobić w ciągu kilkunastu najbliższych godzin. Książki miały być poukładane
alfabetycznie i oczywiście odkurzone. Bez użycia magii. Czy może być coś
gorszego? Przy każdym innym zadaniu mieli niezły ubaw, a teraz? Jego ubranie
było uwalone kurzem, nie mógł swobodnie oddychać, a do tego kichał i kaszlał.
Jedynie Ruda miała radochę. Co trzecią książkę otwierała i przeglądała, a w jej
oczach widoczny był podziw. Irytowało go to przeokropnie. On z Łapą poukładali
już blisko dwa potężne regały, a ona ledwie pół!
- Sprężaj się, Evans! Nie mam
zamiaru sterczeć tu cały dzień! – warknął i rzucił książkę do Blacka, a ten
ustawił ją na regale.
Nie odpowiedziała mu.
- Właśnie, słoneczko! –
krzyknął Łapa i niebezpiecznie zachwiał się na wysokiej drabinie. – Nie mam
zamiaru odwalać tego szlabanu za ciebie!
- Ja zarobiłam szlaban przez
was, więc wy możecie go za mnie odbębnić – syknęła i otworzyła kolejną księgę.
- Nie słyszałaś?! – W jego
głosie dało się wyczuć, że traci cierpliwość. – McGonagall powiedziała, że stąd
nie wyjdziemy, dopóki nie posprzątamy.
- Mnie się tu podoba –
mruknęła i rozłożyła się na ławce.
Rzucił książkę na najbliższą
stertę i podszedł do niej pewnym krokiem. Wyrwał jej opasły tom z rąk i
przyjrzał się okładce.
- Oddaj! – krzyknęła.
- Najciekawsze eliksiry świata?
– spojrzał na nią z lekkim niedowierzaniem. – Nie masz czego czytać?
- Mam! – syknęła i pochwyciła
kolejną księgę.
- Och, daj spokój! –
westchnął poirytowany i ponownie wyrwał jej książkę.
- Odwal się! – warknęła.
- W tej całej masie nic nie
wartego papieru musi być coś ciekawego!
- To jest ciekawe!
- Co może być ciekawe w
ważeniu eliksirów?
- No wiesz, zbliżone do
gotowania, a to typowo babskie zajęcie! – zarechotał Black, wspinając się po
drabinie z kolejną stertą książek.
- Na przykład to, że będę mogła
cię otruć bez pozostawiania jakichkolwiek śladów! – stwierdziła, ignorując
uwagę Blacka i chwyciła księgę, starając mu się ją wyrwać.
- Grozisz mi? – spytał,
uśmiechając się lekko, mocniej zaciskając palce na opasłym tomie i ciągnąc go w
swoją stronę.
- Nie, Potter – wymruczała,
przysuwając się do niego delikatnie. Szarpnęła i nareszcie udało jej się
odzyskać lekturę. – Obiecuję – posłała mu najsłodszy uśmiech na jaki było ją
stać i podeszła do swojego regału.
- Powiedz tylko gdzie i kiedy.
- Nawet jeżeli ci powiem, to
nie jestem pewna, czy twój maleńki rozumek będzie w stanie pojąć, że to
ostatnia wieczerza, a nie randka - Westchnęła ciężko, przerzucając kolejne
książki.
- Pomijając fakt, że to brzmi
jak randka, to kompletnie nie rozumiem twojej zgryźliwości, Evans. Z góry
zakładasz, że jestem tak tępy, czy może jesteś tak zapatrzona w swój ogromny
nochal, że uważasz, iż nie ma nikogo równie mądrego?
- Nie wymądrzam się! –
krzyknęła z niedowierzaniem, bezsensownie pokazując, że trafił w jej czuły
punkt.
- Nie, oczywiście, że nie! –
zaśmiał się ironicznie i ustawił trzy książki. – Więc jak inaczej nazwiesz to,
co robisz?
- Stwierdzaniem faktów,
Potter. – warknęła.
Black zszedł z drabinki i
usiadł na najbliższym krześle. Założył ręce za głowę i wyciągnął nogi z
uśmiechem, przyglądając się rozwścieczonej dwójce. Byli tak nabuzowani i
zaaferowani wymianą zgryźliwości, że w przeciągu ostatnich piętnastu minut
zrobili więcej, niż on z Jamesem przez minioną godzinę.
- Faktów?! – prychnął. – Tak
to lubisz nazywać?
- Z reguły jeżeli ktoś mówi
coś, co jest prawdą, to nazywa się to faktami, dasz wiarę? - Roześmiała się
ironicznie, zatrzymując się przy małym stoliku.
- Z reguły, Evans, ludzie
zanim wydadzą opinię, starają się poznać ową osobę bliżej.
Stanął dokładnie naprzeciwko
niej i nie odrywając od niej wzroku zaczął zbierać kolejne książki.
- Poznać ciebie bliżej? Można
śmiało stwierdzić, że żyję z tobą przez ostatnie siedem lat, a co za tym idzie,
bliżej już poznać cię nie można.
- Można.
Odpowiedział natychmiast wwiercając
się w jej zielone tęczówki. Rumieniec, który w tej chwili wpełzł na jej
policzki udowodnił mu, że wróciła do tamtego pocałunku. Lekko rozszerzone
źrenice i pogłębiony oddech zasugerował natomiast, że coś dziwnego i raczej
bardzo inspirującego dzieje się w jej głowie. Spuściła wzrok, szybko chwytając
najbliżej leżące tomiska i odwróciła się do regału, przy którym spędziła
zdecydowanie za dużo czasu.
Black zmrużył oczy i
wyprostował na krześle. Zdecydowanie coś przestało mu pasować w tym obrazku. Kiedy
się odwróciła wyglądała na opanowaną, ale gotowy na anomalię, był w stanie
zauważyć, że jej ręce lekko drżą, a w spojrzeniu nie miała już takiej pewności
siebie. Pomimo wszystko uniosła dumnie głowę, gotowa do dalszej wymiany zdań.
Nie przewidziała jednak, że Rogacz przystąpi do dalszego ataku jako pierwszy.
- I doskonale o tym wiesz.
Szepnął, opierając ręce o
blat stolika, zmniejszając tym samym dystans pomiędzy nimi.
- Tylko boisz się, że jak
przestaniesz oceniać książkę po okładce, to za bardzo cię wciągnie. Uzależni. - Jej oczy
mimowolnie spoczęły na jego wargach. - A to by nie było dobre, prawda? Mogłoby
się okazać, że wcale nie jestem taki głupi, za jakiego mnie masz. Przyznaj
wreszcie, że nie potrafisz znieść myśli, że istnieje ktokolwiek, kto jest od
ciebie lepszy. - Jej tęczówki rozbłysły tysiącem iskier, a jego ciałem
wstrząsnął dreszcz. Miał to. Uzyskał to, na co kochał patrzeć najbardziej. Od
apogeum dzielił go jedynie mały krok. Nie przewidział jedynie następstw, które
za sobą to przyniesie... - A już na pewno, nie pogodziłabyś się z faktem,
gdym okazał się kimś, na kim… - urwał, a jego oczy rozszerzyły się w
przerażeniu. Uchylił się w ostatniej chwili. Potężna, gruba książka z okutą
metalem okładką minęła go o cal i uderzyła z hukiem o ścianę. – Oszalałaś? –
wydyszał, patrząc to na nią, to na leżące na podłodze tomisko.
Black poderwał się z miejsca,
ale niewiele mógł zrobić. Jego różdżka, tak jak i różdżki Jamesa i Lily,
spoczywały w gabinecie profesor McGonagall. Starał się podejść do Rudej i
odciągnąć ją od stolika z amunicją, ale cisnęła książką również w niego. Rogacz
przestał się bawić w dżentelmena. Pochwycił jeden z lżejszych tomów i rzucił w
jej stronę. Pisnęła i przykucnęła, ledwo unikając ciosu. Z drugiej strony
leciała już ku niej kolejna książka. Po omacku pochwyciła coś ze stołu i
odrzuciła.
- Cholera! – usłyszała
przerażony głos Jamesa.
Wychyliła głowę znad krawędzi
stołu i w tym momencie coś huknęło za jej plecami. Odwróciła głowę i pisnęła
przerażona. Regał chwiał się niebezpiecznie, a książki z najwyższych półek już
leciały w jej kierunku. Rzuciła się w bok, na czworakach uciekając przed
ciężkimi tomami. Doczołgała się do półki po drugiej stronie stołu i z żalem
obserwowała, jak wszystko leci w dół. Książka po książce, encyklopedia za
encyklopedią, kartka za kartką. Trzydzieści sekund później niemalże wszystko
leżało na ogromnym stosie, a półki zwisały żałośnie. Dookoła unosiły się kłęby
kurzu. Zaczęła się krztusić i kaszleć, rozgarniając ręką powietrze dookoła.
- A niech to szlak! – warknął
Black. Podszedł do stosu, z którego wziął pierwszą lepszą książkę i odwrócił
się w ich kierunku. – Układaliśmy to przez pół dnia! Nie bylibyście sobą,
prawda?! – zaczął krzyczeć. – W takim tempie nie wyjdziemy stąd do końca
tygodnia!
- Nie wydzieraj się tak! –
ryknął Rogacz. – Gdyby nie Evans, nie byłoby problemu! Nie moja wina, że
uniosła się honorem!
- Nie wrobisz mnie w to! –
warknęła i oparła głowę o regał, oddychając głęboko. – Jak się sprężymy, to w
ciągu godziny jesteśmy w stanie to odrobić.
- Niby jak?! Nie mamy
różdżek, pamiętasz? – warknął James.
- Normalnie! Całe swoje życie
chcesz uzależnić od cholernego patyczka? – spojrzała na niego z ironią.
- Ten cholerny patyczek to
najlepsze, co możesz mieć!
- Nie obchodzi mnie, jak to
zrobicie, ale ja nie mam zamiaru więcej sprzątać! – wtrącił się Black,
przerywając ich kłótnie. Oboje spojrzeli na niego ze zdziwieniem. – No,
przepraszam was bardzo! Każdy z nas miał po regale, a tak się składa, że mój
jest cały! – uśmiechnął się z triumfem i wskazał palcem na półkę.
Lily prychnęła z pogardą.
Posłała Łapie pełne jadu spojrzenie, a następnie podniosła leżącą nieopodal
książkę.
- Co robisz? - Black wydawał
się być odrobinę przerażony. - Evans, do cholery, co robisz?! - Wrzasnął widząc
jak się zamachuje. Rzut był perfekcyjny. Trafiła w odpowiednie miejsce, a
książki posypały się kaskadą.
- Proszę! – wyszczerzyła zęby
i oparła głowę o regał, na moment przymykając powieki.
- Do reszty żeś oszalała! –
warknął i przerzucił trzymaną przez siebie książkę przez ramię. Nie przewidział
tego, co może się stać. Książka trafiła w ostatnie dobre półki, a regał
zakołysał się niebezpiecznie. Tknięty złym przeczuciem odwrócił się i
obserwował, jak potężna półka zaczyna lecieć w jego stronę. Cała trójka
zaniemówiła. Trzy pary oczu wpatrywały się w regał z taką intensywnością, jakby
to miało im pomóc. Łapa zaczął kroczyć w tył. W pewnym momencie potknął się o
jedną z książek, ale wcale nie zwolnił. Nie miał czasu na to, aby się podnieść.
Zaczął się cofać z coraz większym przerażeniem a regał był coraz bliżej. W
pewnym momencie dotarł do miejsca, w którym siedzieli jego przyjaciele, a
półka... zatrzymała się na tym, przy którym siedzieli. Odetchnęli z ulgą.
Wiedzieli, że na tą chwilę nic więcej nie może się wydarzyć. Regał, o który się
opierali, stał tuż przy ścianie, więc nie mógł wywołać efektu domina. Black
opadł na ziemię i zaczął się śmiać. Sekundę później dołączyła do niego Evans, a
tuż po niej James.
- Merlinie! – usłyszeli
przerażony głos. – Czyście powariowali?!
- Nie, pani profesor! – Łapa
usiadł na podłodze i wyszczerzył zęby w uśmiechu.
- Mieliście je poukładać!
Alfabetycznie! Co wam strzeliło do głowy?! Czy wy wiecie, co by się stało,
gdybym nie zjawiła się w porę?! Przecież ten regał mógł was przygnieść!
- Och! – James zaśmiał się
tak, jakby właśnie coś zrozumiał i zwrócił się do przyjaciela. – Poukładać, a
nie poprzestawiać!
- A mieliśmy nadzieję, że jak
wytrzemy kurze pod regałem, to dostaniemy jakieś ekstra punkty – uśmiechnął się
ponuro i cała trójka ponownie wybuchła śmiechem.
Jedynie profesorka nie
wiedziała, co w tej chwili począć. I chociaż miała przeogromną ochotę dołączyć
do nich, to odetchnęła z ulgą i skrzyżowała ręce na piersi, dając im do
zrozumienia, że mają przerąbane.
Kiedy Lily ustawiła ostatnią
książkę, zegar wybił dwudziestą trzecią trzydzieści. Odetchnęła z ulgą i opadła
na najbliższą ławkę. Była głodna i totalnie wyczerpana. Black z Potterem
przysypiali z głowami opartymi na jakichś podręcznikach. Na podłodze walała się
jeszcze masa kurzu, którą, wedle zarządzeń profesor McGonagall, mieli zetrzeć.
Podeszła do kąta, w którym woźny pozostawił im wiadro oraz mopy, wlała do niego
odrobinę płynu i całe pięć litrów wody.
- Bierzcie się do roboty. Im
szybciej to sprzątniemy, tym szybciej wylądujemy w ciepłym łóżku!
- Jeszcze trzy minuty, mamo –
jęknął Potter i naciągnął na głowę kaptur. Black tylko uchylił delikatnie
powieki i zamknął je ponownie, mrucząc przy tym coś niezrozumiale.- Nie będę
sprzątać sama! – ostrzegła, krzyżując ręce na piersi.
- Jesteś kobietą, sprzątanie
to twój obowiązek – warknął Black i oparł głowę na drugim policzku.
Westchnęła. Żaden z nich nic
więcej nie powiedział ani na nią nie spojrzał. Po trzydziestu sekundach można
było usłyszeć ciche pochrapywanie Łapy. Nie miała zamiaru im odpuszczać. Też
mieli udział w tym wszystkim, a więc muszą ponieść konsekwencje. Ona sama
będzie zmywać podłogi dobrą godzinę. Jak zajmą się nią we trójkę, za
dwadzieścia minut będzie mogła wziąć ciepły prysznic! Przeczesała włosy palcami
i zmyła jedną trzecią wyznaczonej powierzchni. Następnie wzięła głęboki oddech,
pochwyciła wiadro i podeszła do miejsca, w którym spali. Niewiele myśląc,
chlusnęła w nich wodą.
- Evans! – krzyknęli i
gwałtownie poderwali się z miejsca. Black zaczął pluć, a Potter spojrzał na nią
z niedowierzaniem. – Chcesz tu sterczeć do środy?! Jak McGonagall tu wejdzie i
zobaczy jakąkolwiek książkę, która jest mokra... Ty wiesz, co to będzie
oznaczać?!
- Owszem – uśmiechnęła się
pogodnie i zaczęła zbierać swoje rzeczy. – Że dwójka zarozumiałych i
przemądrzałych idiotów będzie musiała osuszyć bibliotekę.
- A ty to niby co? – zapytał
z przekąsem Black, osuszając swoją szatę. Kropelki wody opadły na podłogę.
- A ja? Ja swoje już
zrobiłam. Kiedy McGonagall się tu zjawi, ja będę już słodko spać w ciepłym
łóżku! – uśmiechnęła się z triumfem. – Na twoim miejscu, Black, wyciskałabym
szatę nad wiadrem. Całą wodę, jaką mieliśmy, zużyłam na was, a najbliższa
łazienka jest dwa piętra wyżej.
I, nie czekając aż jej
odpowie, pochwyciła swoją torbę, dopakowała kilka rzeczy i ruszyła w stronę
drzwi.
- Ej, Evans! – usłyszała i
zaciekawiona odwróciła się w ich stronę.
Z satysfakcją zanotowała, że
oboje chwycili po mopie.
- Czego chcesz, Potter? –
warknęła, kiedy przez dłuższą chwilę żaden się nie odezwał.
Rogacz uśmiechnął się pod
nosem i oparł dumnie na kiju od mopa.
- Umówisz się ze mną? –
wyszczerzył zęby w nonszalanckim uśmiechu, a Black pokręcił głową z
niedowierzaniem.
Ona sama stłumiła w sobie
chęć wybuchnięcia śmiechem i wyprostowała się dumnie, posyłając mu jednocześnie
lekko znudzone spojrzenie.
- Zapomnij, Potter – syknęła
i rzuciła w niego ścierką, którą trzymała w ręku.
- Och, przestań! Wiem, że
marzy ci się randka z niesamowitym Jamesem Potterem, najlepszym szukającym
wszech czasów! – ciągnął dalej, a na jego ustach wykwitł jeszcze szerszy
uśmiech.
- Och tak! Nie sypiam po
nocach, modląc się do Merlina, aby wreszcie uczynił mi ten zaszczyt! – odgryzła
się, a w jej głosie dało się wyczuć odrobinę rozbawienia.
- Nie uważasz, że to
najwyższy czas, na zaprzestanie patrzenia tylko na okładkę?
Nie odpowiedziała.
***
- No to zgodziłaś się, czy nie? - Dorcas po raz kolejny podjęła temat.
-Wywar Żywej Śmierci. Kto mi
powie, jak działa?
Lily zgromiła przyjaciółkę
wzrokiem i podniosła rękę. Zgodnie z oczekiwaniami, oprócz Rudej, do odpowiedzi
zgłosił się także Severus. Lily wywróciła oczami. Rywalizowali ze sobą od
pamiętnej piątej klasy.
- Nie możesz po prostu
odpowiedzieć? - syknęła Meadowes.
Profesor Slughorn spojrzał na
Dorcas znacząco, a następnie zwrócił się w kierunku Ślizgona.
- Tak, panie Snape?
Lily rozszerzyła oczy w
zdziwieniu, a następnie spojrzała na Dorcas wzrokiem gotowym do zabijania.
- Niech cię szlag, Dorcas.
Wiesz, że eliksiry są dla mnie najważniejszym przedmiotem!
- Mam gdzieś twoje eliksiry,
jak raz Snape potriumfuje to się nic nie stanie. Ważniejsze dla mnie jest to,
czy się zgodziłaś!
- Silny środek usypiający,
powoduje omdlenia, które dla niedoświadczonego czarodzieja mogą wyglądać jak
śmierć. – mówiąc to zdanie, spojrzał na Lily z drwiną, doprowadzając ją tym
samym do granicy wytrzymałości. – W żadnym wypadku nie powoduje śmierci. Nazwa
substancji powstała od określenia działania wywaru.
- Żartujesz? - wtrąciła się
Mary. W jej głosie dało się wyczuć odrobinę ironii. - Nawet, gdyby bardzo
chciała, to przecież nie da mu tej satysfakcji!
- Doskonale! Dziesięć punktów
dla Slytherinu! – ucieszył się profesor. – Tak panno, Evans? – bąknął, patrząc
na jej nadal uniesioną rękę.
- Najczęściej dodawany jest
Piołun. Zawierający tujon, stymulujący układ nerwowy. Nadmierne, lub
nieostrożne jej spożycie powoduje uszkodzenie mózgu, lub nawet śmierć – Rzuciła
jednym tchem z satysfakcją obserwując, jak krzywy uśmiech znika z twarzy
Severusa.
- Doskonale! Pięć punktów dla
Gryffindoru! Istotnie! Sam eliksir, nie powinien wywołać śmierci. Jednakże
większość z was, nie może sobie z nim poradzić. Źle odmierzone składniki, zły
kierunek i trach! Mam nadzieję, że będąc na siódmym roku, większa część z was,
będzie potrafiła uwarzyć go w idealnych proporcjach. Macie godzinę. Składniki -
na prawej tablicy. Wskazówki dotyczące przygotowania, znajdziecie na stronie
dwusetnej w podręczniku. Czas, start!
Odczekała aż Slughorn
dokończy zdanie, a w klasie zrobi się chaos. Odwróciła się w stronę
przyjaciółek i zgromiła je wzrokiem.
- Po pierwsze, nie wiem czy
chce. Po drugie, nawet jeżeli chce, to najzwyczajniej w świecie boje się
rozczarowania, a po trzecie nawet jeżeli do rozczarowania nie dojdzie, to na
pewno nie podejmę ryzyka, że mogłoby ono być, Potter okaże się tym kim jest, a
ja zostanę przypięta do wszystkich panienek, które zaliczył w tym cholernym
zamku. Nie ma mowy.
- Och, na Merlina,
zachowujesz się jak stara, marudna baba, Lily - Stwierdziła Mary.
- Nie dostarczę ci możliwości
plotkowania na mój temat, Mary. Poza tym, wydawało mi się, że jesteś moją
przyjaciółką, a przyjaciółka zrozumiałaby moje obawy i stanęła po mojej
stronie.
- A nie pomyślałaś, że
przyjaciółka jest również obiektywna i widzi coś, czego ty nie potrafisz?
- Nie będę dalej dyskutować
na ten temat.
Warknęła, tracąc cierpliwość
i rozpalając ogień pod swoim kociołkiem. Snape już siekał i kroił, a w jego
kociołku bulgotał wywar w pierwszej fazie. Nie mogła tracić więcej czasu.
Poderwała się z miejsca i pobiegła do spiżarni, aby chwilę później położyć na
ławce wszystko, co będzie jej potrzebne. Związała włosy w kitkę i odetchnęła
głęboko, chwytając nóż i deskę.
- No moi kochani. Przestajemy
mieszać! – oznajmił profesor dwie godziny później.
Z szerokim uśmiechem
spojrzała na swoje dzieło, a następnie rozejrzała się dookoła. Dorcas miała
skręcone włosy i kwaśną minę, a Mary, jak to Mary, nie przejmowała się nędzną
zawartością kociołka.
- Severusie! Idealny!
Dwadzieścia punktów dla Slytherinu! – rozpływał się Horacy.
- Panno McDonald… Myślała
pani o zrezygnowaniu z przedmiotu? – zapytał patrząc na jej smolistą miksturę.
- Oczywiście! – uśmiechnęła
się szeroko. – Ale wie pan. Skoro już się tu męczę tyle czasu, to stwierdziłam,
że to dokończę.
- Jest pani pewna? – zapytał
niepewnie.
- Jasne! Mam tyle uroku
osobistego, że na pewno zaliczę ten owutem! – uśmiechnęła się jeszcze szerzej.
- Skoro pani tak uważa -
mruknął i zwrócił się w stronę Rudej. – Tak. Za pewne nikogo to nie zdziwi!
Panna Evans również zarobiła kolejne punkty dla swojego domu!
Uśmiechnęłam się serdecznie.
Severus posłał jej jadowite spojrzenie. Rozbrzmiał dzwonek.
- Dziękuję wszystkim!
Wspaniała lekcja!
- W każdym razie, Lily - Mary
postanowiła wrócić do tematu, narzucając torbę na ramię - Uważam, że jak na
nastolatkę, za bardzo przejmujesz się tym, co ludzie powiedzą, a za mało
wsłuchujesz się w to, co podpowiada ci serce.
- Słucham? - Ruda wydawała
się być skrajnie oburzona.
- Być może, ale najwidoczniej
słuchasz bardzo niewyraźnie - McDonald wzruszyła ramionami i opuściła klasę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz