sobota, 29 października 2016

014

Muzyka, całkiem nieprzypadkowa. Teledysk, całkiem dający pogląd sytuacji. Lily i James... mam nadzieję, że wszystkie sylwestrowe pary dadzą Wam to, co chcieliście... Pod koniec odrobinę inna forma pisania, mam nadzieję, że się nie pogubicie, a za treść nie skrytykujecie aż nadto...
Całuję!



[muzyka]

Wyszła spod prysznica, ręcznikiem osuszając wilgotne jeszcze włosy. Z dołu docierało coraz więcej głosów, mieszających się ze sobą tworząc przyjemny zgiełk. Śmiechom i wesołej paplaninie wtórowały także cudowne zapachy. Czuć było, że panowie spisali się wyśmienicie. Całość psuł jedynie wysoki, melodyjny i równie sztuczny śmiech Alison, która najwidoczniej czuła się jak u siebie. Odgrywała rolę perfekcyjnej pani domu, każdego witała głośnym i piskliwym "jak miło cię widzieć", a następnie nie tyle co oprowadzała, a odsyłała do kuchni i od razu do baru po kubek z hektolitrami niekończącego się alkoholu.
Ruda westchnęła ciężko i rzuciła biały ręcznik na pobliski fotel. Chwyciła szczotkę do włosów i opadła na wielkie łóżko. Była skrajnie wyczerpana. Podróż nie należała do najlżejszych, a wino wypite poprzedniego wieczoru wraz ze Spencer i jej bratem, Mikiem, dawało się we znaki. Powieki miała coraz cięższe i najchętniej zaszyłaby się tu, odpuszczając imprezę roku. 
Pokój, który dostała był średniej wielkości. Najwięcej miejsca zajmowało właśnie łóżko, na którym ze spokojem wyspały by się cztery osoby. Tym bardziej nie potrafiła zrozumieć, dlaczego Dorcas i Mary dostały osobną sypialnię i przystały na to z taką ochotą. W rogu znajdował się kominek, a nieopodal niego regał z książkami i wygodny fotel. Po drugiej stronie pokoju stała mała komoda, a nad nią wisiało ogromne lustro. Dopełnieniem czekoladowego pokoju był puchaty, beżowy dywan.
Słysząc kolejne powitania i nowe głosy z rezygnacją przeczesała włosy, a następnie zaczęła je suszyć różdżką. Ledwo skończyła, a do pokoju bez najmniejszych ceregieli wpakowały się jej dwie przyjaciółki. Obie wyglądały na kompletnie zniesmaczone i wyraźnie wściekłe.
- Jeszcze nie gotowa?! - Głos Mary był piskliwy i zdecydowanie za wysoki, co tylko utwierdziło Lily w przekonaniu, że lada moment jest gotowa usiąść i wybuchnąć głośnym płaczem.
Ruda przyjrzała się dziewczynom z uwagą. Obie wyglądały powalająco. Dorcas miała na sobie dopasowaną sukienkę sięgającą połowy uda w kolorze mocnej czekolady, która idealnie komponowała się z jej ciemnoczekoladowymi włosami, aktualnie układającymi się w delikatne fale. Makijaż miała ostry, a charakter podkreśliła butami na wysokim obcasie. Mary natomiast postawiła na klasyczną małą czarną. Włosy zebrała w wysoki kucyk, a usta podkreśliła krwistą szminką.
Biorąc więc pod uwagę to, że obie wyglądały powalająco, Lily totalnie nie rozumiała ich zachowania.
- Kończę już przecież - Stwierdziła z uśmiechem. - Wyglądacie bosko!
- Akurat - prychnęła Dorcas. Mary już sięgała do swojej torebki, wyjmując kilka pędzli, cieni i błyszczyków. Podeszła do Lily zbyt sprężystym krokiem i zdecydowanie za mocno szarpiąc, odwróciła ją przodem do siebie.
- Aua! Mary! Co was ugryzło?
- Alison.
- Ta flądra wygląda lepiej ode mnie! - Głos McDonald lekko się zatrząsł, ale nim Lily zareagowała w jakikolwiek sposób, blondynka z rozmachem wsadziła jej jeden z pędzli prosto w oko.
- Mary, na Merlina! - Wycedziła przez zęby, odsuwając się i mrugając kilkukrotnie. - Nikt nie jest w stanie wyglądać lepiej od ciebie do cholery! Co się dzieje?
- Łazi po domu, jakby była u siebie. Wszystkich przegaduje i we wszytko się wtrąca. Jest dosłownie w każdym zakamarku tego cholernego budynku. Szczerzy te swoje równiutkie białe zęby i klei do każdego faceta. Nie wspomnę o tym, że ma sukienkę, która sięga jej ledwo za pośladki!
- No i? - Lily wreszcie mogła spojrzeć na swoje przyjaciółki. Lewe oko miała calutkie czerwone, a cień, który zdążyła do tej pory nałożyć McDonald totalnie rozmazał się od łez.
- Remus nawet na mnie nie spojrzał! – prychnęła.
- No i? - Zapytała ponownie, coraz bardziej zdenerwowana nic nierozumiejącymi minami swoich przyjaciółek. - Przyjechałam tu przeżyć najlepszego sylwestra w swoim życiu. Nie zależy mi na tym, żeby łaziło za mną grono napalonych facetów. Chce ich? To niech sobie weźmie. Ja mam przy sobie najlepsze przyjaciółki i to z nimi zamierzam dotrwać do białego rana spijając ostatnie krople Ognistej Whisky! Więc weźcie się w garść, a ty dokończ ten pieprzony makijaż, tylko tym razem bez uszkodzenia mi rogówki.
- Pokaż ją wreszcie! - Niecierpliwiła się Dorcas, przeszukując kufer Rudej. Była wyraźnie w lepszym nastroju niż kilka minut temu.
- Wytrzymasz! - Roześmiała się Lily.
- Przestań gadać, nie mogę nałożyć różu na policzki.
- Błagam cię, Evans, trzymasz tą kieckę w tajemnicy odkąd tylko wróciłaś z Pokątnej!
- Skończyłam - Oznajmiła wreszcie Mary ze źle ukrywaną irytacją.
Ruda spojrzała w swoje odbicie. Oczy miała mocno podkreślone eyelinerem i po raz pierwszy w życiu jej to kompletnie nie przeszkadzało. Włosy zakręciła w mocniejsze sprężynki, a następnie je rozczesała, żeby dodać objętości. Puściła oczy do dziewczyn i z tajemniczą miną sięgnęła po torebkę, z której jednym, sprawnym ruchem wyłowiła tobołek ukryty już na Pokątnej.
- Zaraz wracam - Stwierdziła konspiracyjnie i opuściła sypialnię, udając się do łazienki.

***

Impreza miała się toczyć w jadalni. Rodzinny stół zniknął, a zamiast niego stanął podest, na którym ustawiono coś w rodzaju DJ'a. Pokój został magicznie powiększony i w cudowny sposób przyozdobiony. Zamiast rodzinnych zdjęć i pamiątek, zawisły balony i serpentyny, a lampę zastąpiła kula, która kręciła się w rytm muzyki. Od niej odchodziły cztery wstęgi, które biegły do każdego rogu. Wszystkie były w kolorze czerwonym i pokryte były błyszczącymi gwiazdkami. W dodatku, po pokoju coś się unosiło. Było złudnie podobne do małych świetlików, z tą tylko różnicą, że robaczki mają jednolity kolor, a te się mieniły.
Pod oknem ustawiony był długi stół, a na nim pełno było alkoholu, a także jedzenia. Ludzi było ogromnie dużo. Potter zaprosił chyba całą Dolinę Godryka. 
Dorcas palcem wskazała na bar, a pozostałe dwie bez oporów podążyły za nią. Każda z nich wzięła po kubku, w którym znajdował się jakiś parujący kolorowy drink. Uniosły go do góry i z szerokimi uśmiechami wypiły do dna za udaną imprezę do białego rana.
- No, no - Lily pokiwała głową z uznaniem, rozglądając się dookoła. - Nie wierzyłam, że są aż tak zdesperowani.
- Nie doceniasz nas - Usłyszała za sobą znajomy, napuszony głos. Wywróciła oczami i odwróciła się tak, aby móc na niego spojrzeć. To, co zdziwiło ją najbardziej, to jego pokrywająca się niedowierzaniem twarz. - Evans? Wyglądasz...
- Dziękuję - Rzuciła ostrym, nieznoszącym sprzeciwu tonem, a James umilkł natychmiast. Pewniejsza siebie i wyraźnie zadowolona z takiego obrotu zdarzeń, uniosła kubek do ust i upiła kolejny potężny łyk. W głowie jej się lekko zakręciło, ale uznała to raczej za dobry znak. - Muszę przyznać, że również jestem pod wrażeniem - Tu zmierzyła Rogacza przeciągłym spojrzeniem. - Sala prezentuje się na prawdę bardzo dobrze.
- Jestem pewien, że jako nasza perfekcjonistka, zrobiłabyś to zdecydowanie lepiej.
- To nie moja impreza i nie mnie będą oceniać. Biorąc pod uwagę fakt, że najdalej za godzinę, każdy tu będzie nawalony, nikt nie zwróci uwagi na to, że latające świerszczyki przestaną migać, a szarfy znikną skoro już teraz nie sięgają nawet do jednej ze ścian.
- Przejmujesz się aż takimi szczegółami? - Zapytał autentycznie zaskoczony.
- Nie. Mam gdzieś to jak beznadziejne ozdoby powiesiłeś na ścianach i jak fantastycznego Dj'a zaprosiłeś, żeby ubarwiał to przesadzone przyjęcie, Potter. To, co rzuca się na pierwszy rzut oka to, to, że dla ciebie liczą się zupełnie inne rzeczy. Dla mnie nie liczy się ilość, a jakość. Niemniej jednak w dniu dzisiejszym wylądowałam u ciebie i mam zamiar bardzo dobrze się bawić. Zadbaj więc, żeby nie zabrakło mi tego szlachetnego trunku - Rzuciła, podając mu kubek, uśmiechając się przy tym tak słodko, jak tylko potrafiła,
Na chwilę zapanowała lekka konsternacja. Dorcas przyglądała się to jednemu to drugiemu i nie potrafiła wyjść z podziwu dla przyjaciółki, którą w tej wersji widziała dziś po raz pierwszy. Nie za bardzo wiedziała, czym jest to spowodowane, ale wierzyła, że wszystkim po trochu. Przejście tych kilku metrów z sypialni na piętrze do baru odbyły się bowiem w towarzystwie licznych spojrzeń i szeptów. Nie ulegało wątpliwości, że Evans wyglądała fenomenalnie i tak też musiała się czuć. Gdzieś w głębi duszy wierzyła, że bojowy nastrój był wywołany także sztucznym śmiechem Alison i jej lekceważącym podejściem do innych ludzi. Zupełnie jakby wiedziała, że nie ma sobie równych. Reakcja Rogacza, wywołała u niej jednak, pomimo wszystko, totalne zaskoczenie, którego Lily nie dała po sobie poznać wcale.
- Wedle życzenia - Uśmiechnął się łobuzersko. Lekko ją wymijając, chwycił butelkę i na oczach Rudej dolał do jej kubka sporą ilość alkoholu.
- Lily, może lepiej,,, - Zaczęła z troską Dorcas, ale uciszyła ją lekkim, praktycznie niewidocznym machnięciem ręki. Bez słowa chwyciła kubeczek i wypiła praktycznie całą jego zawartość.
- Uhuuu! Bawimy się! - Zawyła Mary, klaszcząc w dłonie.
- James! Tu jesteś! - Tuż przy nich zmaterializowała się Alison. - Już wszyscy są, nie możesz mi tak znikać!
- Dbam o swoich gości - Rzucił beznamiętnie, dolewając Lily kolejną porcję alkoholu.
- Bardzo dobrze, ale to jest ten moment, w którym musisz wszystkich przywitać.
- Równie dobrze ty to możesz zrobić - Wzruszył ramionami, obserwując jak Ruda oblizuje usta nasączone Ognistą Whisky.
- O rany… - Roześmiała się nerwowo i podeszła do niego. Strzepnęła niewidzialny pyłek z jego koszuli, a następnie wyjęła butelkę z jego dłoni i bez skrępowania wcisnęła ją w dłonie nadal podskakującej Mary. - Oczywiście, że mogę. Tylko lepiej by wyglądało, gdybyś wczuł się troszeczkę w swoją rolę. - Wycedziła przez zaciśnięte zęby, a następnie odwróciła się w stronę tłumu i krzyknęła, tym samym beztroskim i sztucznym tonem - Zobaczcie, kogo tu maaaaaamy!
Dziewczyny zaczęły piszczeć, a panowie obecni na sali skandować jego imię. Na twarzy Rogacza pojawił się uśmiech. Pokręcił głową i zaczął gramolić się na kuchenną wysepkę. Uniósł ręce, a w pomieszczeniu natychmiast zapanowała idealna cisza. W jego oczach pojawił się szalony błysk. Ubrany był najzwyczajniej w świecie, a pomimo wszystko emanowała od niego niesamowita pewność siebie. Czarna koszula, zmierzwione włosy i postawiony kołnierzyk nadały mu łobuzerskiego charakteru. Wszyscy wpatrywali się w niego wyczekująco. Alison wspięła się na wysepkę obok niego i podała mu kubek z drinkiem. Przeczesała palcami włosy i pomachała z szerokim uśmiechem do jakieś dziewczyny. Mijały kolejne minuty, a James tylko i stał i rozglądał się po sali. W końcu jego wzrok padł na stojącą w przy barze Rudą. Jego oczy rozbłysły jeszcze bardziej. Ludzie zaczęli szeptać. Przeciągnął spojrzenie o kilka sekund za długo, aż Lily poczuła, że zaczyna kręcić jej się w głowie.
- Ale przecież wy to już wszystko wiecie, więc po co mam się powtarzać? Miłej zabawy, kochani! – krzyknął niespodziewanie, a po sali potoczyły się okrzyki, śmiechy i wiwaty.
W tym momencie rozległo się głośne trzaśnięcie. Remus odpalił małą wyrzutnie, z której wyleciały kolejne serpentyny, a Syriusz machnął różdżką, a z sufitu zaczęła lecieć nieskończona ilość srebrnego konfetti. Tłum zaczął szaleć. DJ włączył jakiś szybszy utwór. James zeskoczył z wysepki i zniknął gdzieś w tłumie.
Mary już skakała z jakąś grupką. Dorcas właśnie oddalała się z jakimś brunetem na drugi koniec sali, posyłając Lily przepraszające spojrzenie. Lily uśmiechnęła się niepewnie i rozejrzała po sali. Obraz delikatnie zaczął jej się rozmywać, ale kompletnie jej to nie przeszkadzało. Śpiewający tłum wypełniał jej czaszkę, a rytm muzyki powoli wkradał się w jej ciało i zaczął sprawiać, że czuła się coraz lepiej. Delikatnie zaczęła poruszać się w rytm muzyki.
- Mogę prosić do tańca? – szepnął prosto do jej ucha. 
Odwróciła się w jego stronę. Palcem wskazującym dotknęła jego wysportowanego torsu, a następnie wybuchła śmiechem, podając mu kubek.
- O ile dobrze pamiętam, miałeś jedynie zadbać o alkohol. Z resztą radzę sobie wyśmienicie, Potter.
I oddała mu plastikowe naczynie. Uniosła ręce i zakołysała biodrami. Cofała się w szalejący tłum, do ostatniego momentu nie odrywając od niego lekko przymglonego wzroku.

***

Siedziała przy barze i obserwowała bawiący się tłum. Wszyscy skakali i głośno śpiewali. Spojrzała niepewnie na zegarek. Wpół do dziesiątej. Uśmiechnęła się do siebie. Wybuch śmiechu. Spojrzała w tamtym kierunku. James z Syriuszem odstawiali właśnie szalony taniec. Pokręciła głową z niedowierzaniem i również się roześmiała.
- Chyba nigdy nie dorosną. – Wolne miejsce obok niej zajął Lupin i z dezaprobatą pokręcił głową.
- Może ty też powinieneś tak zaszaleć? Mamy dopiero po osiemnaście lat! Nie możemy być odpowiedzialni i poważni, jak nasi rodzice! – zachichotała, a Lupin spojrzał na nią lekko zaskoczony.
- Nie poznaję cię, Lily, ale chyba masz rację - zasępił się i chwycił butelkę Kremowego Piwa. Błądził wzrokiem po tłumie. Przyjrzała mu się uważniej i zapytała z niepokojem.
- Wszystko w porządku?
Nie odpowiedział. Kiwnął jedynie głową, a swoje oczy utkwił w tańczących na parkiecie. Co jakiś czas unosił butelkę do ust, albo uśmiechał lekko. Podążyła wzrokiem za jego spojrzeniem i uśmiechnęła się z delikatnym triumfem. Dokładnie naprzeciwko niego szalała Mary w towarzystwie przynajmniej dziesięciu partnerów.
- Może po prostu idź i poproś ją do tańca? – stwierdziła nagle, ponownie przenosząc spojrzenie na Remusa i uważniej obserwując jego reakcje.
- Co? – spojrzał na nią zaskoczony.
Zachichotała i wskazała mu palcem Mary. Niby tańczyła z chłopakami, ale wzrok miała utkwiony dokładnie w nim. Wziął ogromny łyk piwa.
- Podobasz jej się! Od balu nie może przestać o tobie mówić! Jesteś chyba jedynym facetem, którego nie potrafiła zdobyć – ponownie się roześmiała, ale to wcale nie rozchmurzyło Remusa.
- Ta i tego się boję… - stwierdził z przekąsem i odstawił zniesmaczony butelkę.
- Czego?
- Przecież to kobieca wersja Jamesa i Syriusza! – westchnął. – Co jeżeli…
- Lepiej coś zrobić niż nie zrobić i być pożałowanym! - Stwierdziła, czkając przy co drugim słowie. Spojrzał na nią lekko rozbawiony. – No idź! – krzyknęła ponaglająco. Jeszcze przez chwilę szukał argumentu, ale w końcu pocałował ją w policzek i pewniejszy siebie ruszył do blondynki. Z satysfakcją skrzyżowała ręce na piersi widząc rozszerzone oczy przyjaciółki i jej szeroki uśmiech, którym obdarzyła Lupina. Chłopak ujął jej dłoń i przyciągnął do siebie, rozpoczynając tym samym ich dziki taniec.
Cała reszta gości była rozsiana po pomieszczeniu. Część siedziała i jadła, inni śmiejąc się i dowcipkując popijali kremowe piwo. Między nimi krążył James i starał się porozmawiać dokładnie z każdym. Był idealnym gospodarzem. Chyba nie było osoby, którą by ominął. Evansówna siedziała na krzesełku barowym, z nogą na nodze i pijąc resztkę szampana, przyglądała mu się uważnie.
Był pewny siebie. Emanowała od niego dziwna aura, a śmiał się tak beztrosko, jakby w ogóle nie miał zmartwień. Jego włosy jak zwykle były potargane i chociaż w pomieszczeniu było tyle ludzi, czuła, jak jej nos drażnią jego perfumy.
W pewnym momencie, wyczuwając, że go obserwuje, odwrócił się w jej stronę i uśmiechnął szeroko. Odwzajemniła go i mimowolnie zaczęła krążyć palcem wskazującym wokół górnej części trzymanego kieliszka z szampanem. Zdekoncentrowany wrócił do rozmowy, ale widziała, że nie może się skupić. Jego wzrok, co chwila lądował na niej. Uśmiechnęła się zalotnie i uniosła kieliszek tak, jak z reguły to się robi podczas toastu. Lekko zafascynowany uniósł swój. Osoby, z którymi rozmawiał, obejrzały się w jej stronę i uśmiechnęły porozumiewawczo. Nie przejęła się tym. Upiła łyk szampana i oblizała usta. Jego znajomi, patrzyli na niego z uśmiechem i próbowali wrócić do rozmowy, ale on nie był w stanie powiedzieć już nic więcej. Stał tylko i urzeczony się w nią wpatrywał.
Zeskoczyła z krzesełka i dopiła resztę szampana. W tym samym momencie zgasło światło. Odstawiła kieliszek. Nie miała pojęcia skąd, ale nagle pojawiło się ze sto malutkich lampioników, które zawisły w powietrzu, robiąc bardzo tajemniczy nastrój. Patrzyła prosto w jego oczy i delikatnie, zmysłowym ruchem, zaczęła poruszać biodrami. DJ puścił, jakiś odpowiadający jej kawałek. Uśmiechnęła się pod nosem zadowolona. Niestety praktycznie wszyscy postanowili wrócić na parkiet, a sam James Potter wykorzystując moment, zniknął gdzieś w wirującym tłumie. 

***

Impreza z każdą minutą robiła się coraz bardziej beznadziejna. Przynajmniej dla Evansówny. Mary była w swoim żywiole. Panowie latali za nią z każdej strony, a ona miała wreszcie swojego Remusa. Tak, jak Łapa przewidywał, Peter nie pojawił się na przyjęciu. Raczej jej to nie zdziwiło. Nie przepadał za tego typu rzeczami. Preferował samotność. Samo siedzenie z przyjaciółmi wiele go kosztowało, a co dopiero konfrontacja z taką ilością nieznanych mu ludzi. Ona miała zresztą podobnie. Dorcas też gdzieś magicznie zniknęła i już od jakiegoś czasu nie mogła jej znaleźć.
Wściekła pochwyciła kieliszek Ognistej Whisky.
- Wow - usłyszała nieznajomy i pełen podziwu głos. 
Ciekawość zdominowała irytację i przeniosła oczy na stojącego przy niej nieznajomego. Obrzuciła go krytycznym spojrzeniem, a kiedy do jej delikatnie zamroczonego umysłu zaczął docierać rejestrowany obraz, uśmiechnęła się słodko i spojrzała na przystojniaka pytająco. Chłopak był nieziemsko wysoki, a jego ciepłe, czekoladowe oczy patrzyły na nią z uwielbieniem. Lekki zarost i poczochrana grzywa dodawały mu męskości, a ostre rysy twarzy przyprawiły ją o kolejne zawroty głowy. W dodatku emanował pewnością siebie. Wyjął jej z rąk do połowy opróżnioną butelkę i patrząc na nią z czarującym uśmiechem, zapytał:
- Nie przesadzasz?
Zapach jego perfum wymieszał się z szumiącym w jej głowie alkoholem, tworząc powoli mieszankę wybuchową. Będąc pod działaniem jego uwodzicielskiego spojrzenia, pokiwała zalotnie palcem, a kiedy się pochylił, szepnęła wprost do jego ucha.
- Może troszeczkę.
Jednocześnie próbowała pochwycić trzymaną przez niego butelkę. Kiedy jej usta przez przypadek dotknęły jego ucha, przymknął oczy, ale szybko się opanował. Spojrzał w jej zielone oczy, a ona roześmiała się rezolutnie, odchylając głowę do tyłu.
Opadł na krzesło tuż koło niej i napełnił oba kieliszki, swój i jej. Nie zdążył nawet zakręcić butelki, kiedy jednym haustem opróżniła swój i wyciągając rękę z naczyniem, posłała mu wyczekujące spojrzenie. Uniósł brwi w zaskoczeniu, ale bez słowa napełnił go ponownie. Najwyraźniej zrezygnował z zakręcenia butelki, gdyż odstawił ją na stół i szybko pochwycił swój kieliszek.
- Najlepszego w nowym roku - mruknął wprost do jej ucha.
Przeszył ją cudowny dreszcz. Na policzki wystąpiły jej dwie, pokaźne i purpurowe plamy. Miała nawet delikatne problemy z oddechem. Nie odrywając swoich oczu od jego, przechyliła kieliszek.
- Ryan - powiedział i uśmiechnął się, wyciągając dłoń.
- Lily - odpowiedziała, jak zaczarowana.
Ujął jej dłoń i musnął ją ustami. Zadrżała i zaczęła oddychać jeszcze szybciej.
- Jak się bawisz? – wymruczał do jej ucha. 
Był tak blisko, za blisko... Uśmiechnęła się jednak zalotnie i obserwowała jak z podziwem wodzi wzrokiem po jej ustach, ześlizgując się po jej zakrytych ramionach i lądując w końcu na piersiach i sięgającej ledwo połowy uda sukience.
- Coraz lepiej… - szepnęła, chwytając jego podbródek i zmuszając, aby ponownie spojrzał jej w oczy.
Przybliżył się nieznacznie, ale nim ich usta się spotkały, odsunęła się delikatnie. Był wyraźnie zaskoczony. Posłała mu kokieteryjny uśmiech i wyciągnęła rękę po butelkę Ognistej Whisky. Znajdowała się dokładnie za nim. Nadal patrząc w jego oczy, zaczęła się zbliżać. Ich twarze dzieliły milimetry. Patrzył na nią z coraz większym pożądaniem. Przygryzła wargę i wychyliła się jeszcze odrobinkę. Jej palce zacisnęły się pewnie na butelce, ale za to ich dwójka wyglądała dość dwuznacznie. Ryan leżał wparty na łokciach na sąsiadujących krzesełkach, a ona pochylała się nad nim. Jedną rękę umieściła na wysokości jego głowy, a kolano prawej nogi umieściła pomiędzy jego udami, miednicą niemalże opierając się o jego brzuch. Wstrzymali oddech, przez moment mierząc się pożądliwym wzrokiem. Z uśmiechem przyjął zaistniałą sytuację i przybliżył swoje wargi do jej, lekko rozchylonych. Puściła do niego oczko i z tajemniczym uśmiechem,  opadła na krzesełko.
Przyjął to z lekkim jękiem zawodu. Nalała alkoholu do obu kieliszków i podniosłam swój. Potrzebował trzydziestu sekund, aby ponownie znaleźć się dość blisko niej. W końcu straciła rachubę wypijanych shotów. Alkohol przejmował nad nią kontrolę, a jego zniecierpliwiony i pełen pożądania wzrok, coraz śmielej skradał się po jej ciele, co w połączeniu z tandetnymi komplementami coraz bardziej ją nakręcało.
Kiedy jego usta odważyły się wreszcie musnąć jej ucho, jej ciałem wstrząsnął dreszcz. Posłała mu wyzywające, lubieżne spojrzenie i podniosła się z miejsca. W głowie jej szumiało, a świat niesamowicie wirował. Przypomniało jej się, co mówiła Joe.
„Bohaterką tego tańca jest kobieta, emanująca erotyzmem, który przenika każdy jej ruch!”. 
Uwielbiała wczuwać się w tą rolę. Zajęła centralne miejsce na parkiecie i odwróciła zalotnie głowę w jego stronę. Zaczęła tańczyć, tak perfekcyjnie wyuczony układ. Patrzyła prosto w jego czekoladowe tęczówki. Na jego ustach błąkał się uśmiech, a przez twarz przechodził dziwny cień. Gdzieś z prawej strony dostrzegła wolnego chłopaka. Niewiele myśląc, i nadal patrząc z pożądaniem na Ryana, zaczęłam uwodzić tego, który jej się nawinął. Tak, jak przypuszczała, Ryan nie wytrzymał długo. Uśmiechnęła się z triumfem widząc jak podnosi się ze swojego miejsca i zmierza w jej stronę. Kiedy zostały mu zaledwie trzy kroki, a ona była coraz bardziej nakręcona i pijana, odwróciła się przodem do partnera, uniosła nogę, oplatając nią chłopaka i pozwoliła, aby odchylił jej ciało do tyłu. Ujął jej dłoń i z niesamowitą wprawą pomógł podnieść się do góry. Robiła to powoli, nadal kusząc zmierzającego do niej Ryana. Zamknęła oczy, kiedy znalazła się ponownie w pionie, czując, że jej czoło oraz nos, złączyły się z czołem i nosem prowadzącego. Rozchyliła usta, łapczywie chłonąc powietrze. Była wykończona.
- Pięć, Cztery… - ktoś rozpoczął odliczanie, wystraszyła się i otworzyła oczy. Jej partner zniknął.
- Zapraszam wszystkich na zewnątrz! – wzmocniony głos Jamesa potoczył się echem dookoła.
Dziewczęta zaczęły piszczeć, wszyscy zaczęli pchać się na zewnątrz. Westchnęła i pochwyciwszy przeznaczoną dla każdego lampkę szampana, jako ostatnia ruszyła w kierunku drzwi. No tak, James obiecał przecież niespodziankę. Uśmiechnęła się pod nosem.
Z zewnątrz dobiegały już głośne „ochy” i „achy”.  Nadal lekko zdezorientowana ruszyła na dwór. Czuła, ogromną ochotę na rozmowę z Dorcas. Miała totalny mętlik w głowie, a alkohol jeszcze bardziej jej to utrudniał. Kolejne fajerwerki wystrzeliły w powietrze. Niebo zrobiło się bajecznie kolorowe. Od dziecka kochała ten moment. Wspólnie z Petunią zawsze oblegały parapet w dużym pokoju i patrzyły dopóki nie rozmył się ostatni fajerwerk. Teraz też stała z uniesioną głową i wpatrywała się w roziskrzone niebo z zafascynowaniem, co jakiś czas unosząc do ust kieliszek z szampanem.
- Szczęśliwego Nowego Roku, śliczna - usłyszała czyjś głos, a ręce jego właściciela, objęły ją w pasie. 
Gdzieś w oddali usłyszała śmiech. James Potter właśnie dowcipkował i składał życzenia swoim znajomym. Wypiła duszkiem resztkę napoju, wyplątała się z tego piekielnego uścisku i chwiejnym krokiem weszła do domu.

***

Było już grubo po północy, a parkiet zaczynał odrobinę świecić pustkami. Ku zaskoczeniu Lily, Remus z Mary od dobrych dwóch godzin bezustannie o czymś rozmawiali, blokując krzesła barowe. McDonald opowiadała mu o czymś, gwałtownie machając rękoma, natomiast Remus, i to chyba najbardziej cieszyło Rudą, coraz częściej się uśmiechał. Dostrzegła też, że jego oczy lekko błyszczą i uznała to za bardzo dobry znak. Pod warunkiem, że Mary nie wywinie jakiegoś numeru...
Nadal nie potrafiła odnaleźć Dorcas, chociaż zrobiła już dwie rundy po chyba wszystkich możliwych pomieszczeniach. W ustach jej zaschło od pytania ludzi o przyjaciółkę, a chwilowy brak dostępu do alkoholu powoli doprowadzał do bardzo szybko materializującego się kaca. Bez najmniejszego zastanowienia udała się więc do kuchni.
Otworzyła lodówkę i z szerokim uśmiechem chwyciła butelkę Ognistej Whisky. Jeszcze bardziej uradowana schyliła się po lód. Do pełni szczęścia brakowało jej już tylko plastra, może dwóch, cytryny. Podniosła się i zaczęła powolnie przeczesywać każdy kuchenny blat. 
- Proszę.
Jej wzrok wreszcie odnalazł małą, za pewne ostatnią, cytrynę. Uśmiechnęła się i przez dłuższą chwilę wpatrywała się w owoc. Biorąc pod uwagę, że to właśnie Rogacz ją trzymał, wyczuwała jakiś podstęp. Czując kolejne zawroty głowy, roześmiała się delikatnie i odwróciła przodem do niego, zapewniając sobie oparcie o szafkę, bojąc się, że się zatoczy.
- Obejdzie się - Wymamrotała, unosząc szklankę do ust. Skrzywiła się lekko, wyczuwając intensywny i gorzki smak alkoholu.
Skrzyżował ręce na piersi i zaczął obracać cytrynę w dłoni. Przez moment walczyła sama ze sobą. Ponownie uniosła szklankę do ust, ale nie była w stanie wziąć kolejnego łyka.
- Pieprzyć to.
Zaklęła pod nosem i jednym, wprawionym ruchem wyjęła nóż ze stojaka znajdującego się tuż koło niej. Szklankę odstawiła na blat, odrobinę za mocno, rozlewając odrobinę. Nawet nie mrugnął, kiedy zaczęła iść w jego stronę. Delikatnie odchylił głowę i utkwił wzrok w jej wolno, ale nadzwyczaj pewnie jak na jej stan, poruszających się biodrach. W jednej ręce trzymała nóż, drugą przesuwała po blacie swoją szklankę. Kiedy była dostatecznie blisko, obserwując każdy jej najdrobniejszy ruch, sięgnął po naczynie i wypił zawartość. Zmarszczyła nos i uniosła brwi w grymasie niezadowolenia. Podeszła odrobinę bliżej i z nadzieją chwyciła szklankę, przypadkowo muskając jego dłoń. Ich ciała przeszył dreszcz i dopiero w tym momencie zrozumiała, że ich ciała są tak blisko siebie, że nie ma nawet pół milimetra wolnej przestrzeni. Spojrzała w jego orzechowe oczy i przygryzła dolną wargę. Wstrzymał oddech.


Była już kompletnie nawalona i pilnie potrzebowała łazienki. Niestety za żadne skarby nie potrafiła trafić na drzwi, które do niej prowadziły. Miała wręcz wrażenie, że w kółko odbija się od tych samych. Kiedy przyszedł moment, w którym była gotowa usiąść i płakać, wreszcie natrafiła na jakąś klamkę, której nie rozpoznawała. Bez namysłu przekręciła ją i pchnęła drzwi, pakując się do środka. Potknęła się o jakąś szafkę. Zaklęła pod nosem, po omacku szukając światła. Lekko ją zatoczyło i wpadła na coś, co w pierwszej chwili wydawało się jej być szafą. W tym samym momencie usłyszała przyspieszony oddech i gorączkowe szepty. Ktoś zapalił światło.
- Wyłącz to, na Merlina - Jęknęła, zakrywając oczy.
Ktoś trzasnął drzwiami, a światło zmniejszyło swoją intensywność. Oddychała powoli, wyrównując wszystkie zmysły. Kiedy uznała swój stan za stabilny, opuściła ręce i rozejrzała się dookoła. Zdecydowanie nie znajdowała się teraz w łazience. Łóżko, biurko pełne śmieci, plakaty drużyn quidditcha... Przy oknie jej wzrok natrafił jednak na coś, czego się kompletnie nie spodziewała, a już na pewno, nie w takiej postaci. Na tle ciemnogranatowego nieba upstrzonego gwiazdami stał nie kto inny, jak Syriusz Black. Jego włosy były zmierzwione, a na jednym z policzków miał ślad po czerwonej szmince. Biała koszula była rozpięta, pokazując pięknie wyrzeźbiony tors.
Przekrzywił głowę, patrząc na nią pytająco. Wzruszyła ramionami i zauważając butelkę Whisky, a totalnie zapominając o toalecie, podeszła do parapetu chwiejnym krokiem. Napełniła szklankę stojącą tuż obok i pociągnęła solidny łyk.
- Biedaku, masz tu coś - Udała przejętą i zaczęła ścierać pomadkę z jego policzka.
- To moje - Stwierdził bez ogródek, wyjmując z jej rąk alkohol i również upijając.
Prychnęła z lekką pogardą.
- W porządku, pójdę sobie.
Odwróciła się na pięcie, ale ręką zagrodził jej przejście. Ich oczy się spotkały.
- Serio? Bez tego, po co przyszłaś?
Posłała mu spojrzenie pełne zażenowania.
- A po co przyszłam? - Uniosła brwi, natychmiastowo trzeźwiejąc.
Wykonał krok w przód, sprawiając, że jej plecy spotkały się ze ścianą.
- Po szybki, brutalny, budzący grozę...
- Hahaha - roześmiała się, przerywając mu tą żałosną wyliczankę. - Masz o sobie zbyt dobrą opinię.
- Nie - Powiedział to tak stanowczo, że uśmiech natychmiast znikł z jej twarzy. Jego oczy szybko przetoczyły się po jej ciele, aby znów wwiercić się w jej tęczówki. - Potrafię odczytać twoje ciało - Szept, którym przemawiał był lekko zachrypnięty, co sprawiło, że natychmiast przeszedł ją dreszcz. -  Gęsia skórka na karku - Dorcas przygryzła dolną wargę, ale i tak dało się wyczuć jej lekko przyspieszony oddech. -  Szybkie bicie serca - wywróciła oczami, nadal próbując dać mu do zrozumienia, że coś mu się wydaje - I możesz zaprzeczać, ale w tej chwili chcesz, żebym cię pocałował. Wolno, głęboko. - Z namaszczeniem przyjrzał się jej wargom, które mimowolnie zwilżyła. - Mój język poruszający się z karku - Przybliżył się, jego ręka wylądowała na jej talii. Oddech czuła, gdzieś tam na szyi, więc po prostu odchyliła głowę. - Przez klatkę piersiową, brzuch, aż po... - Urwał, kiedy wydała z siebie przeciągły jęk zniecierpliwienia, czując jak jego ręce zaczynają pieścić jej pośladki.


Przybliżyła się jeszcze delikatnie, czując jego przyspieszony, urwany oddech na swojej szyi. Odstawiła ostrożnie naczynie na stół za nim i już się miała odsunąć, kiedy chwycił ją pewnie w pasie uniemożliwiając jakikolwiek ruch. Odnalazła oczami jego orzechowe tęczówki. Przez kilka następnych minut nie zrobili zupełnie nic. Ludzie na parkiecie za nimi tańczyli, śmiali się. śpiewali... Czuła jak zawroty głowy powracają, ale nie miała pojęcia czy to nadmiar wypitego alkoholu, czy może raczej jego bliskości. Cytryna potoczyła się po podłodze. Sięgnął ustami do jej ust, ale odchyliła się do tyłu, ale tylko po to, żeby za moment znów do niego przylgnąć. Czoło oparła na jego czole. Zadrżał i westchnął cichutko z zachwytu. Obie dłonie ulokował tuż nad jej miednicą i odchylił ją do tyłu. Jej noga automatycznie i w wyuczonym ruchu powędrowała do góry. Jedna z jego dłoni właśnie musnęła jej szyję i poprzez piersi zniżała się aż do kolana. Wprawionym ruchem odepchnął ją tak, że wróciła do pozycji wyjściowej. Przylgnęła do niego mocno, a on zaczął ją prowadzić w rytm muzyki. Ucząc się tego tańca, nie tak dawno temu, w życiu by nie pomyślała, że będzie go tańczyć właśnie z nim i to jeszcze z własnej, nieprzymuszonej woli. Delektując się chwilą i emocjami, które w nich buzowały.
Pochwycił ją pewniej i uniósł do góry, a ona plotła go nogami w pasie i odchyliła się do tyłu. Uwielbiała ten dreszcz, który za każdym razem przeszywał jej ciało pod jego dotykiem. Chwycił ją za ręce i stawiając na ziemi, odwrócił tyłem do siebie. Czuła jego oddech na swojej szyi i serce, które z każdą sekundą biło coraz szybciej. Jego usta raz po raz muskały jej kark, powodując, że oddech stał się urywany i płytszy. Jego dłonie aktualnie gładziły ramiona. Zmysłowymi ruchami zjechała po jego ciele. Spojrzał na nią zaskoczony, ale on uśmiechnęła się filuternie i w jeszcze bardziej seksowny sposób zaczęła wspinać się w górę. Chwycił ją pewniej za ramiona i odwrócił przodem do siebie. Oddychał ciężko, jakby z trudem. Uśmiechnęła się niewinnie i wykonując zmysłowy obrót, odsunęła się od niego z zamiarem pójścia po kolejną lampkę szampana. Jego ręka zdążyła jednak pochwycić jej dłoń i w taki sam sposób sprawił, że obracając się wokół własnej osi, wylądowała w jego ramionach.

Zagorzale oddawała jego pocałunki. Namiętność i pasja, która się między nimi wytworzyła jeszcze bardziej podkręciła atmosferę. W pośpiechu pozbawiła go koszuli, a jej ręce po omacku szukały paska. Złapał ją pewniej za ramiona i okręcił, opierając o pobliską szafkę nocną. Kucnął tuż za nią i sięgnął pod sukienkę. Powolnymi ruchami dotarł do koronkowej bielizny. Odrzuciła głowę do tyłu, czując jak materiał zsuwa się po jej udach i opada swobodnie na podłogę. Uchyliła powieki, zaskoczona chwilową pauzą, jaka nastąpiła. Dokładnie w tym samym momencie jego ręka wylądowała na jej pośladku. Jęknęła z zachwytu. To mu wystarczyło. Odwrócił ją przodem do siebie, popychając jednocześnie na szafkę i zrzucając spodnie. Wpijając się w jej usta, rozchylił uda i jednym sprawnym ruchem pozbawił ją resztek świadomości.

Jedną ręką trzymał jej ugiętą w kolanie nogę, drugą ulokował w dolnej części kręgosłupa i przycisnął do siebie. Ich twarze były jeszcze bliżej siebie, a ciałem Evansówny wstrząsnął dreszcz. Ich serca biły jednym, zgodnym i przyspieszonym rytmem. Jej usta były rozchylone, łapczywie pobierając tlen. Zawroty głowy zaczęły przechodzić. Tętno powoli się wyrównywało. Tylko ich oczy nadal się krzyżowały, rozsiewając dookoła pełno iskier. Nie wytrzymał. Wykonał krok w przód, popychając ją na szafki i łapczywie wpijając się w jej usta.
Odepchnęła go gwałtownie od siebie i wymierzyła siarczysty policzek.
- Lily, na Merlina! - Krzyknął. Na szczęście muzyka była tak głośna, że nikt oprócz niej tego nie słyszał. - Myślałem, że...
- Nie, Potter. Nie chce mieć z tobą nic wspólnego.
- Cholera jasna, dziewczyno zastanów się, czego ty tak na prawdę chcesz!
Był wyraźnie wściekły.
- Nie mogę,,, - urwała. Pokręciła głową i chwyciła szklankę. Następnie odwróciła się po butelkę i dolała wódki. - Nie mogę się w tobie zakochiwać, Potter. - Tu spojrzała prosto w jego rozszerzające się tęczówki - Bo tak na prawdę nie wiem, czy kiedykolwiek poznam prawdziwego ciebie.

Wypiła zawartość jednym haustem i oddaliła się, zostawiając Jamesa totalnie skołowanego.

2 komentarze:

  1. Wow, piszesz świetnie! Jestem pod wrażeniem ;) mam nadzieję, że będziesz jeszcze pracować nad dokończeniem tego opowiadania, bo żal było coś takiego zostawić! Jest naprawdę świetnie �� pozdrawiam Cie serdecznie, życzę dużo weny i wytrwałości :) Victoria

    OdpowiedzUsuń