[muzyka]
Promienie
słońca wpadały przez uchylone okno do dormitorium dziewcząt, muskając twarz
Lily i powoli wybudzając ją ze snu. Rude kosmyki opadły na jej rumiane policzki
i unosiły się rytmicznie wraz z jej oddechem. W końcu uchyliła delikatnie
powieki, a do jej uszu dotarł w końcu wesoły świergot ptaków. Uśmiechnęła się
rozleniwiona i przeciągnęła w swoim łóżku z czterema kolumienkami. Przez chwilę
wpatrywała się w mknące po niebie chmury, gratulując sobie w duchu tego, iż
powstrzymała się przed zaciągnięciem zasłon. Kiedy osiągnęła pełną trzeźwość
umysłu, a bok, na którym leżała, zaczął drętwieć, usiadła na łóżku i rozejrzała
się po pomieszczeniu.
Mary
aktualnie marudziła coś pod nosem, co jakiś czas machając raz lewą, raz prawą
ręką. Dorcas zdarzało się natomiast raz na jakiś czas chrapnąć. Innymi słowy,
obie jej przyjaciółki nadal słodko spały, zupełnie nie przeczuwając chytrego i
odrobinę szalonego planu, jaki właśnie zrodził się w głowie Lily.
-
Wstajeeemyy! – Krzyknęła wesoło i rzuciła poduszką w marudzącą przyjaciółkę.
Spod zwiniętych tobołków dało się usłyszeć kolejne niezadowolone pomruki.
-
Oszalałaś?! Która godzina? - Mniej więcej coś takiego wypłynęło z jej ust, nim
Mary skrzywiła się odrobinę i naciągnęła kołdrę po sam czubek głowy.
-
Wstawaj, śpiochu! - Lily roześmiała się pogodnie i podniosła ze swojego łóżka,
aby do końca rozsunąć zasłony. Dormitorium wypełniło się wrześniowymi
promieniami, ale to bynajmniej nie spodobało się współlokatorkom. - Och,
przecież mamy taki piękny dzień! - Rzuciła z pretensją, patrząc na Dorcas,
która gramoliła się ze swojego materaca.
-
Jasne - mruknęła niewyraźnie Mary i przewróciła się na drugi bok, szczelnie
zakrywając blond czuprynę poduszką Lily.
Rudowłosa
skrzyżowała ramiona na piersi, a następnie spojrzała na Dorcas porozumiewawczo.
Jej przyjaciółka zdawała się już w miarę wybudzona, bo uśmiechnęła się szeroko
i z błyszczącymi z podniecenia oczami potaknęła głową. Po cichu odliczając do
trzech, z głośnym śmiechem rzuciły się na łóżko Mary, bez problemu odnajdując
miejsca, w których miała największe łaskotki.
Po przeszło
trzydziestu minutach, w pełni ubrane i w doskonałych humorach, opadły na
ławkę przy stole w Wielkiej Sali, nadal wesoło wspominając poranne wygłupy.
Kiedy wreszcie ze śmiechu rozbolały je brzuchy, pochwyciły po ciepłym toście i
posmarowały je grubą warstwą dżemu. Niedaleko nich, w połowie stołu
Gryffindoru, krzątała się profesor McGonagall, rozdając plany lekcji każdemu
uczniowi. Przy roku szóstym trwało to odrobinę dłużej niż przy reszcie uczniów.
Głównie dlatego, że dalsza edukacja tego rocznika zależała od wyników poważnych
i piekielnie trudnych testów, a mianowicie SUM-ów.
-
Wiecie już, jakie kursy przygotowujące wybierzecie? – Zapytała Lily, odwracając
głowę od Marleny McKinnon, która kłóciła się o coś z opiekunką Gryffindoru. W
tym roku mieli bowiem zakończyć swoją edukację, a co za tym idzie w okresie
wakacyjnym musieli odbębnić odpowiedni kurs kwalifikujących ich do przyszłego
zawodu.
- Ja
wybiorę wszystkie te, na których ty zamierzasz się pojawić – do jej uszu dotarł
wesoły głos Pottera.
Chwilę
później tuż obok Mary opadł Peter, a koło Dorcas Lupin. Wyczuła również, że
pozostała dwójka zajmuje miejsca po obu jej bokach.
-
Obawiam się, że to za wysoko jak na twoje możliwości - powiedziała z przekąsem,
w ostatnim momencie odtrącając rękę Jamesa, która sięgała po nadgryzionego
przez nią tosta. Potter prychnął teatralnie i ponowił próbę, czym zmusił ją do
tego, aby wreszcie na niego spojrzała. - A tak właściwie, jak to się stało, że
cokolwiek zaliczyłeś na wyżej niż Przeciętny? Przecież w komisji nie było
żadnej kobiety, którą mógłbyś oczarować tym swoim nadętym uśmieszkiem –
stwierdziła zgryźliwie.
- Och,
Evans, wydaje mi się, czy nie doceniasz moich możliwości? - Westchnął,
uśmiechając się łobuzersko i w śmieszny sposób przekrzywiając głowę.
Lily z
trudem stłumiła w sobie chęć wybuchnięcia śmiechem. W tym samym momencie udało
mu się w końcu pochwycić jeszcze cieplutkiego tosta z jej talerza.
- Ej!
- A
jak ci się spało? - Zignorował oburzoną i wyraźnie zniesmaczoną Lily,
biorąc wielkiego gryza i dodając z pełną buzią: - Śniłaś o mnie?
-
Potter, zadajesz mi to pytanie każdego poranka od przeszło sześciu lat i za
każdym razem otrzymujesz dokładnie tą samą odpowiedź. Jesteś aż takim kretynem,
że nie umiesz tego pojąć, czy uwielbiasz ten niespotykanie rzadki przypadek, w
którym dziewczyna ci odmawia? - Odparła, uważniej obserwując jego nagle
czerwieniącą się twarz. Nie otrzymawszy odpowiedzi, wywróciła oczami,
wyprostowała się na ławce i na szybko splotła włosy w niesamowicie wysoką
kitkę, jaką nosiła nieustannie, będąc na drugim roku. Wygładziła szatę i
przywołała na twarzy grymas niedowierzania, który pojawił się w dniu, w którym
po raz pierwszy skierował do niej owe zapytanie i powiedziała z obrzydzeniem: -
Jesteś ostatnią osobą, o której kiedykolwiek mogłabym śnić, Potter!
To
spowodowało, że James zakrztusił się przeżuwanym aktualnie tostem, a zarówno
jej przyjaciółki, jak i reszta Huncwotów wybuchła niekontrolowanym śmiechem.
- Oj,
Rogaczu, zdaje się, że twoja ukochana wstała dzisiaj lewą nogą - wykrztusił
Black, ocierając spływające łzy.
-
Zamknij się, stary, albo... - Urwał w połowie zdania, przywołując na twarz
wesoły, odrobinę zawadiacki uśmiech.
Reszta
podążyła za jego wzrokiem, natychmiast rozumiejąc przyczynę, dla której
przerwał rutynową poranną sprzeczkę. Tuż przy nich wyrosła właśnie profesor
McGonagall, a wyraz jej twarzy bynajmniej nie był zachęcający.
-
Evans, Potter! Co to za hałasy? Słychać was w Sali Wejściowej!
-
Przepraszamy, pani profesor! - Wyszczerzył się James i wyciągnął prawą dłoń. U
lewej skrzyżował palce, zacisnął powieki i zaczął szeptać: - Wróżbiarstwo,
błagam, niech tam będzie wróżbiarstwo!
McGonagall
zacisnęła usta i spiorunowała go wzrokiem. Widząc jednak, że nic nie wskóra,
westchnęła i rozdała każdemu pergamin z uzupełnionymi rubryczkami.
- No,
a gdzie wróżbiarstwo? - Jęknął Rogacz, patrząc na swoją kartkę. - Na czym będę
teraz odpisywać prace domowe od naszej kochanej pani prefekt? - Westchnął i
posłał Lily zawiedzione spojrzenie.
To
niespodziewane wyznanie spowodowało, że policzki Lily pokryły się czerwienią, a
u kompanów wywołało kolejny napad śmiechu. Rudowłosa zacisnęła usta, zupełnie
jak McGonagall, i posłała Rogaczowi piorunujące spojrzenie. Jej klatka
piersiowa znacznie przyspieszyła, a to, co po sześciu latach znał aż za bardzo,
oznaczało nagły i niekontrolowany wybuch. Nie za wiele sobie jednak z tego
zrobił. Uśmiechnął się jeszcze bardziej bezczelnie i utkwił w niej swoje
orzechowe oczy, zupełnie jakby toczyli pojedynek na spojrzenia. Przegrać miał
ten, kto szybciej mrugnął.
- Z
tego co wiem, życzył pan sobie dokładnie te same zajęcia co pana Evans. Według
moich informacji, Lily zrezygnowała z wróżbiatstwa w tym roku. Zawsze mogę
dopisać jeżeli sobie życzysz.
- Mniej
znaczy lepiej, pani profesor! Serdecznie dziękuję za troskę! - Wyszczerzył zęby
w jeszcze szerszym uśmiechu.
- Potter, od
jakiegoś czasu zastanawiam się czy chcę, aby wasz ostatni rok dobiegł końca.
Szczerze przyznam, że nie mam pojęcia, czy raczej odetchnę z ulgą podczas
tegorocznej ostatniej kolacji, bo w końcu przyjdzie oczekiwany spokój, czy
raczej do reszty osiwieję zastanawiając się czy nie spotka mnie gorsze zło,
jako wasze następstwo. A teraz kończyć śniadanie i jazda na lekcje. I bez
wydzierania się! – McGonagall posłała znaczące spojrzenia pojedynkującej
się parze, po czym z wyraźnym niepokojem i jakby lekką
obawą przeszła na koniec stołu.
-
Evans, mówiłem już, że do twarzy ci w czerwonym? - Szepnął, zdając sobie sprawę
z tego, że balansuje na cienkiej granicy.
Widząc, jak
oczy Lily robią się wielkie niczym spodki, a palce mocniej zaciskają się na
pergaminie wiedział, że właśnie dopiął swego. Kilka sekund później z jej ust
wydobył się słodki i tak wyczekiwany przez niego wrzask:
-
POTTER!
-
Lily, wychodzimy! – Dorcas aż podskoczyła i niemalże natychmiast podniosła się
z ławki, ciągnąc obie przyjaciółki za dłonie w kierunku wyjścia.
- Do
zobaczenia na eliksirach! Zajmij mi miejsce, kochanie. Koniecznie po twojej
prawej stronie! Lewy profil mam ładniejszy, będziesz miała, na co popatrzeć!
Głos Pottera
potoczył się echem po pomieszczeniu, wywołując na twarzach kończących śniadanie
uczniów pogardliwe i odrobinę złośliwe uśmieszki. Panna Evans wydała z siebie
cichy okrzyk oburzenia, ale kątem oka dostrzegła, że opiekunka Gryffindoru
ponownie zwróciła się w ich stronę. Prawdopodobnie dlatego nie oponowała i nie
wyrywała się w stronę tego kretyna z zamiarem mordu.
- Co za
bezczelny, nadęty dupek! – Warknęła, wyrywając się z uścisku Meadowes, kiedy
wreszcie opuściły Wielką Salę i kroczyły korytarzem do klasy eliksirów, nadal
nie mogąc uwierzyć, że dała się tak prymitywnie wyprowadzić z równowagi.
- Oj, Lily,
przesadzasz. Jak dla mnie, to on jest całkiem słodki – powiedziała niewinnie
Mary.
- Tak? Skoro
tak uważasz, to się za niego zabierz! Będę miała wreszcie święty spokój! –
Odparła poirytowana, ale obie dziewczyny wyczuły źle skrywaną nutkę nadziei w
jej głosie.
- Lily,
przecież musisz sobie zdawać sprawę z tego, że Potter świata poza tobą nie
widzi – wtrąciła ostrożnie Dorcas, patrząc na Lily z lekkim niedowierzaniem.
- Może po
prostu pójdź z nim na tą jedną jedyną randkę, baw się, tak jak zakładasz,
tragicznie i spław? Tak chyba będzie prościej, co? - Mary uśmiechnęła się
niewinnie. - Chyba, że pan Potter miło cię zaskoczy i jakimś cudem zmienisz
zdanie. Sama zawsze mówiłaś, że kto nie próbuje ten nie wie, prawda?
Lily aż zaniemówiła. Mary powiedziała tak
wielki absurd, że nie wiedziała, co ma jej odpowiedzieć. Wymieniła spojrzenie z
Dorcas, a następnie obie obserwowały jak McDonald wchodzi do klasy.
- Zdajesz sobie sprawę z tego, że ten
absurd ma w sobie niesamowicie dużo logiki? - Rzuciła Dorcas i szturchnęła
Rudą, a następnie obie chichocząc weszły do klasy.
W klasie
panował półmrok, a jedyne światło, jakie tutaj dochodziło, pochodziło od
licznie porozstawianych świec. Ponadto klasa eliksirów była najchłodniejszą i
najbardziej ponurą klasą w całym zamku. Nikt nie potrafił powiedzieć dlaczego. Część uczniów wierzyła, że jest to
spowodowane okrutnym zapachem licznie poustawianych słoików, których nazwy
mieli niebawem poznać, inni byli przekonani, że owy chłód bierze się z samego
położenia tego pomieszczenia. Nikt nie był w stanie tego sprawdzić, ale
chodziły plotki, że prawie całe lochy, w tym salon Ślizgonów i klasa eliksirów,
mieściły się dokładnie pod taflą hogwarckiego jeziora.
Lily
uśmiechnęła się pod nosem i podeszła do swojego stanowiska. Przebywanie w tym
miejscu napawało ją niesamowitym spokojem i ulgą. Potrafiła wyrzucić z umysłu
wszelkie troski i zmartwienia, skupiając się jedynie na siekaniu, krojeniu,
obieraniu i stojącym przed nią kociołkiem. Nieśpiesznie opadła na jedno z
krzeseł i rozpoczęła wypakowywanie niezbędnych przyborów. W tym czasie po obu
jej stronach usiadła Mary z Dorcas, robiąc przy tym niesamowity raban. Obie
śmiały się głośno i paplały o najświeższych, dopiero co usłyszanych ploteczkach.
- Evans, jak
mogłaś? - po klasie potoczył się zbolały i rozhisteryzowany głos Pottera.
Wywróciła
oczami, ale nie umiała powstrzymać lekkiego, błąkającego się na jej ustach
uśmiechu. Odwróciła się w jego stronę i z roziskrzonymi oczami obserwowała, jak
przedziera się w jej kierunku, z niemałym trudem wymijając stanowiska i
wypakowującą się resztę klasy.
- Jak
mogłam, co? - Odparła przesłodzonym głosem, kiedy znajdował się dokładnie przed
nią.
- No wiesz?
- Praktycznie wymruczał, perfekcyjnie oddając zaskoczenie. Pochylił się nad
nią, a ręce oparł na blacie po obu jej stronach, przysuwając twarz do jej
twarzy, skracając dystans do niesamowicie niebezpiecznego. - Dlaczego nigdy nie
zwracasz uwagi na to, co do ciebie mówię?
Lily
przekręciła głowę i uniosła brew. I chociaż w tym momencie mogła zobaczyć
jedynie jego orzechowe oczy i ten bezczelny, nadęty uśmieszek, to wyczuwała, że
panująca w klasie cisza jest spowodowana tym, iż niemalże każdy w tym
pomieszczeniu patrzył dokładnie na ich dwójkę. Typowe, przeleciało
jej przez głowę. W końcu odetchnęła ciężko i wyciągnęła dłoń, odsuwając go od
siebie chociażby odrobinę.
- Być może
dlatego, że w kółko słyszę to samo niesamowicie irytujące i nudne "bla,
bla, bla"?
Uśmiech
satysfakcji zagościł na jej ustach, kiedy klasa parsknęła śmiechem, a sam James
Potter po raz kolejny dnia dzisiejszego pokrył się czerwienią. Ponadto, co
chwilę to otwierał, to znów zamykał usta, jakby szukał odpowiedniej riposty,
ale ostatecznie się rozmyślał przed jej wypowiedzeniem.
- James, daj
już spokój – westchnął Lupin z nutką irytacji, oddalając się na drugi koniec
sali, aby zająć im miejsce. Black natomiast podszedł do Rogacza i poklepał go
znacząco po ramieniu. Chłopak kiwnął głową na znak, że zrozumiał, po czym
ponownie zwrócił się do Evansówny:
- Jeszcze
trochę, a i tak dostanę to, czego tak bardzo chcę, Evans – szepnął do jej ucha
tak, że jedynie ona mogła to usłyszeć.
Nie wiedząc
czemu, przeszedł ją dreszcz, a kiedy na chwilę wwiercił się w jej oczy, na
policzkach poczuła irytujące i tak znajome ciepło. Musiał osiągnąć swój cel,
gdyż uśmiechnął się z zadowoleniem i jeszcze bardziej pewny siebie, odwrócił
się, aby usiąść z resztą Huncwotów.
- Dzień
dobry, moi mili! - W tym momencie do klasy wparował profesor.
Lily
odwróciła się przodem do katedry, usilnie starając się wyrównać oddech i
opanować trzęsące się dłonie. Celowo ją zdenerwował i wyprowadził z równowagi -
i to tylko po to, żeby ośmieszyła się na lekcji! Za żadne skarby nie da
Potterowi tej satysfakcji. W końcu przywołała na usta uśmiech i kręcąc głową,
skupiła się na słowach profesora.
- Dzisiaj
zajmiemy się przygotowywaniem Felix Felicis. Kto mi powie, co to za eliksir?
Ledwo
Slughorn dokończył pytanie, ręka Lily natychmiast wystrzeliła w powietrze. Jako
jedna z niewielu przestudiowała to podczas wakacji.
- Słucham,
panno Evans?
- Felix
Felicis to wywar płynnego szczęścia. Jest barwy złota, a nad powierzchnię
wyskakują wielkie krople. Póki działa, sprzyja osiąganiu sukcesów we wszystkich
poczynaniach.
- Bardzo
dobrze, Lily! Piętnaście punktów dla Gryffindoru! - Uśmiechnął się. - Tak,
Felix Felicis jest niesamowicie złożonym i niebezpiecznym wywarem...
- Chwila! -
Potter aż zamrugał z wrażenia. Profesor spojrzał na niego ponaglająco, tak samo
zresztą jak reszta klasy. - Czyli ten, kto go wypije... ma szczęście we
wszystkim? W sensie - tu zamyślił się na chwilę - bierze łyk i wszystko, o czym
marzył, tak po prostu mu się spełnia?
- Dokładnie
tak, panie Potter. - Na ustach profesora pojawił się nikły uśmiech.
- Czyli
jakbym go tak pił nieustannie, wygrywałbym wszystkie mecze, dostał się do
reprezentacji... - Jego oczy rozszerzyły się i rozbłysły niesamowicie.
Rudowłosa prychnęła z pogardą. - Co? - spytał zbity z tropu.
- To, że ten
eliksir jest zakazany we wszystkich zorganizowanych współzawodnictwach, na
przykład w zawodach sportowych lub podczas egzaminów. - Skrzyżowała ręce na
piersi i spojrzała na niego krytycznie. To jednak go nie zniechęciło. Wręcz
przeciwnie, uśmiechnął się szeroko i posłał jej znaczące spojrzenie.
- Quidditch
nie jest jedynym marzeniem, które chciałbym spełnić, Evans.
Zrozumiała
aluzję, ale była na nią przygotowana.
-
Biedactwo... O ile ta śmieszna piłeczka jest w zasięgu twoich rąk i bez
eliksiru, o tyle, aby osiągnąć całą resztę twoich głupich i bezwartościowych
marzeń, musiałbyś pić Felixa codziennie, a i tak nie wróżę powodzenia przy
większości. Nie wspominając o tym, że i bez tego jesteś wystarczająco
lekkomyślny i pewny siebie. Po co mamy narażać społeczność na większe
niebezpieczeństwo i sprawiać kłopoty temu, kto przyniósłby zbawienie i
doprowadził do twej śmierci?
- O czym ty
mówisz? - prychnął wyraźnie zdenerwowany.
- O tym, że
gdy zażywa się go za często, uderza do głowy, powodując groźną lekkomyślność i
przesadne zaufanie do samego siebie, Potter, a w zbyt dużych dawkach działa jak
silna trucizna - wtrącił Severus.
-
Smarkerusie, Smarkerusie, Smarkerusie - zanucił Black, przestając bujać się na
krześle i opadając z hukiem na posadzkę. Spojrzał na Snape'a z ironicznym,
wyzywającym uśmiechem. - Kiedy wreszcie się nauczysz, że masz nie mówić i nie
oddychać, kiedy nie zostaniesz poproszony?
- Koniec
dyskusji! - do rozmowy wtrącił się wyraźnie zaniepokojony profesor, a w
klasie zapanowała niemalże idealna cisza. - Lily i Severus otrzymują
po dziesięć punktów, a pan Black traci ich całą dziesiątkę. Macie godzinę!
Czas, start!
Posłała
Huncwotom triumfujący uśmiech, po czym z zapałem otworzyła książkę na
odpowiedniej stronie. Profesor miał rację. Nigdy przedtem nie widziała aż tak
skomplikowanej receptury. Przeczytała na szybko listę składników i
przeanalizowała zawartość swoich zapasów. Nabazgroliła na karce te brakujące,
po czym przeczytała pierwszą ze wskazówek. Uśmiechnęła się szeroko i wypięła
dumnie pierś. Wcale nie było tak skomplikowane, na jakie wyglądało! Chwilę
później wracała do stolika z naręczem dodatkowych składników.
***
Eliksiry
były jedynymi zajęciami w tym dniu. Siódmy rok miał dużo więcej wolnego, niżeli
samych zajęć. Wszyscy zacierali ręce i cieszyli się z możliwości słodkiego
lenistwa. Wszyscy poza sceptycznie nastawioną Dorcas, która od samego rana
próbowała im przetłumaczyć, że za tym musi stać coś innego. Usilnie wierzyła,
że prowizoryczny czas wolny będzie momentem, w którym na szybko będą odrabiać
zadane prace domowe, a i tak będzie im groziło zawalenie któregoś z przedmiotów.
Pomimo
wszystko, korzystając z resztki pięknego i słonecznego dnia, dała się namówić
na spacer po błoniach. Oczywiście zabrała ze sobą całe naręcze książek i już
rozkładała się pod ich ulubionym drzewem w celu napisania chociażby wstępu do
zadanego wypracowania na temat skutków w nadużyciu eliksiru Felix Felicis.
Lily ułożyła
się wygodnie na trawie i przymknęła oczy, rozkoszując się przyjemnym ciepłem i
błogim spokojem. Tęskniła za tym jak za niczym innym. W domu wiecznie coś się
działo. Ktoś przyjeżdżał, ktoś przychodził. Mama uwielbiała wieczorki
poetyckie, więc często zapraszała kółko, do którego należała na popołudniowe
herbatki. Tata natomiast lubił pić koniak z wujkiem Davidem, głośno rozmawiając
o polityce. Ponadto ona sama nadal toczyła wojnę z Petunią, która momentami
bywała uciążliwa i wręcz nie do zniesienia. Tutaj te wszystkie rzeczy
przestawały mieć znaczenie. Oddawała się temu, co kochała najbardziej - magii.
Lily
założyła ręce pod głowę i wsłuchała się w melodyjny śpiew ptaków rozchodzący
się echem po błoniach. Dookoła panowała niesamowita cisza, a wszystko dlatego,
że cała reszta nadal była na zajęciach. Słońce przygrzewało, a delikatny wiatr
kołysał koronami pobliskich drzew i mącił taflę jeziora. Wszystko byłoby
idealne, gdyby nie zdanie, które w końcu wypłynęło z ust Mary:
- Wiesz,
Lily, ty to jednak masz szczęście - mruknęła jakby lekko obrażona.
Rudowłosa
otworzyła oczy i spojrzała na nią z ukosa. Dziewczyna siedziała tuż obok niej
ze skrzyżowanymi ramionami i wpatrywała się w coś, czego ona sama nie mogła
dostrzec. Dorcas przestała skrobać po pergaminie i również przyjrzała się
przyjaciółce z uwagą i jakby lekkim niepokojem.
- Ja? - Lily
roześmiała się perlistym śmiechem i podążyła wzrokiem za Mary. Kiedy jej
zielone oczy napotkały grupkę siódmoklasistów, zrozumiała pretensjonalny i
obrażony ton przyjaciółki. Pomimo iż Mary wdzięczyła się, śmiała i machała do
największego przystojniaka, jakim był Frank, chłopak wyraźnie nie zwracał na
nią uwagi. - Dlaczego tak sądzisz? – Ponownie odwróciła głowę w stronę Mary,
całą siłą woli skupiając się na tym, aby nie roześmiać się znów.
- No wiesz!
- prychnęła niczym rozjuszona kotka i przerwała przeszukiwanie swojej torby,
aby posłać jej zniesmaczone spojrzenie. – Każda by chciała mieć takiego niczym
niezrażonego adoratora jak James Potter - burknęła i powróciła do przetrząsania
torebki.
- Mary! -
Dorcas aż syknęła i prawie rozlała atrament.
Blondynka
wzruszyła tylko ramionami, totalnie ignorując fakt, iż Lily aż usiadła z
wrażenia, a przy tym marszczyła brwi pytająco, co nie wróżyło absolutnie
niczego dobrego. Kiedy Mary pochwyciła w końcu buteleczkę perłowo-różowego
lakieru i zaczęła malować paznokcie, nie wytrzymała i postanowiła się odezwać:
- Co masz na
myśli? - zwęziła oczy i skrzyżowała ręce na piersi.
- Och, no
nie wiem... Może na przykład to, że każda dziewczyna skrycie marzy o tym, by
facet tak o nią zabiegał? – McDonald powoli traciła cierpliwość.
Lily wymieniła znaczące
spojrzenie z Dorcas, która zdawała się być przerażona zaistniałą sytuacją.
Ogólnie patrząc, to wszystko byłoby niesamowicie zabawne. Mary niejednokrotnie
miała podobne napady, zazwyczaj spowodowane tym, że aktualny obiekt jej
westchnień wyraźnie ją ignorował, ale do tej pory nigdy nie mieszała do tego
Jamesa.
- Mary, być
może masz rację, ale nie masz zielonego pojęcia, jak bardzo to jest uciążliwe i
irytujące. - Uśmiechnęła się do przyjaciółki i opadła łagodnie na trawę,
zakładając ręce za głowę.
- Czasami
się zastanawiam, czy to, co mówisz jest tym, co tak naprawdę myślisz i czujesz,
czy tylko próbujesz utrzymać pozory tego, co się między wami utworzyło przez te
sześć lat – westchnęła, z niedowierzaniem kręcąc głową, zakręcając przy tym
lakier i machając rękoma, aby szybciej wyschnął.
- O czym ty
mówisz, na Merlina?! - Znów się roześmiała. - Ja mam serdecznie dosyć tego
latania za mną! Mam dosyć tych banalnych zalotów i przede wszystkim tej jego
natarczywości! Jest wszędzie tam, gdzie jestem ja. Ładuje mi się do łazienki,
do dormitorium, łazi za mną krok w krok, powodując tym samym, że nie mam nawet
odrobiny prywatności! Dosłownie we wszystko musi wtrącić ten swój kudłaty łeb!
- Rozumiemy,
doskonale rozumiemy. Prawda, Mary? - Dorcas spojrzała znacząco na McDonald, ale
ta zrobiła tylko wielkie oczy i prychnęła z politowaniem.
- Przestań
udawać, Dorcas! Dzisiaj rano mówiłaś, że też masz tego dosyć.
- Mary! -
pisnęła i posłała totalnie wmurowanej Lily przepraszające spojrzenie.
- Och,
proszę cię! Przecież to nie jest żadną tajemnicą. Wszyscy mają tego dość.
- Dość
czego?! - spytała Ruda, napowrót siadając. Była totalnie zdezorientowana.
- Tego
chorego... czegoś, co utworzyło się między wami!
- Utworzyło?
I to jeszcze między nami? Przecież między mną, a Potterem nigdy nic nie było,
nie ma i nie będzie!
-
Oczywiście, że nie - burknęła Mary, wprawiając Lily w jeszcze większe
zdziwienie i wywołując u niej chwilowe zakłopotanie. - I nie rozumiem, co cię w
tym momencie tak zdziwiło. Zachowujesz się jak zadufana w sobie kretynka. Każdy
jego pomysł, nawet ten najbardziej wyszukany, bierzesz za atak i odsuwasz go od
siebie od razu. A nie pomyślałaś, że chłopak nie wie, co ma robić? Każdy widzi
jak on się stara i osobiście jestem pewna, że gdybyś pozwoliła mu działać, to
by się zmienił! A tak - robi z siebie kretyna, bo nie ma już pomysłów na to,
żebyś zwróciła na niego uwagę i wreszcie się do niego przekonała.
Na kilka
długich sekund zapanowało milczenie. Dorcas patrzyła z niepokojem to na jedną,
to na drugą, usilnie powstrzymując się od wtrącenia się do wymiany zdań.
Doświadczenie nauczyło ją, że cokolwiek by się nie działo, w kwestii Jamesa
Pottera najlepiej jest przytakiwać i przyznawać rację. Wszystko inne mogło się
źle skończyć.
Lily
zamyśliła się na moment, obserwując grupkę huncwotów kombinujących coś po drugiej
stronie jeziora. Nie za bardzo wiedziała, co Mary dokładnie ma na myśli.
Temat
Pottera nie był bowiem nowością w ich życiu. Pojawiał się i znikał regularnie,
przybierając wszelkiego rodzaju najdziwniejsze formy. Był moment, że zarówno
Mary, jak i Dorcas uwielbiały ową grupkę rozrabiaków. Ba! Lily sama spędzała z
nimi czas. Dopóki Jamesowi nie odbiło i nie zaczął się zachowywać jak skończony
dupek, a stało się to dokładnie wtedy, kiedy Potter dostał się do drużyny
quidditcha. Pozycja ścigającego dała mu sporą popularność, a fakt, że był w tym
całkiem dobry sprawił, że w jego życiu zaczęły pojawiać się również całe tabuny
dziewcząt pragnących zostać tą jedną jedyną. Nikt nie zaprzeczy, nawet Lily
Evans, że miał w czym wybierać. W gronie zainteresowanych pojawiły się nie
tylko młodsze, ale również i starsze koleżanki. Wkrótce wianuszek dziewcząt
rozprzestrzenił się na domy Ravenclawu i Hufflepuffu, a z każdą kolejną Potter
stał się coraz bardziej napuszony i coraz bardziej zapatrzony w siebie. Podobną
popularnością cieszył się również najlepszy przyjaciel Jamesa, Syriusz. Obaj
panowie podnosili sobie ego nawzajem, aż urosło do rozmiarów pokaźnego domku
Hagrida i najwyraźniej nie mieli zamiaru przestać. Będąc na piątym roku, żyli w
przekonaniu, że nie ma dziewczyny w zamku, która nie uległaby ich urokowi. Byli
pewni, że wystarczy kiwnąć palcem, a dana piękność przyjdzie do nich sama. Tak
też z reguły się działo. Trwali w tej sielance kolejnych kilka miesięcy, ale o
ile Black coraz bardziej się w to zagłębiał, o tyle Pottera zaczynało to
nudzić. Uwielbiał wyzwania, a takim niewątpliwie była Lily Evans, jedyna
dziewczyna w caluteńkim zamku, która nie uległa najprzystojniejszemu i
najlepszemu graczowi w dziejach historii Hogwartu.
Było jednak
coś, co skutecznie blokowało swobodę w rozwoju tej relacji. James regularnie
gnębił Severusa, a ten był jej najlepszym przyjacielem. Dodatkowym problemem
stało się również to, że Lily została mianowana na prefekta, a tytuł ten
zobowiązywał do pilnowania porządku i przestrzegania regulaminu. James
natomiast był typowym rozrabiakiem. Wraz z resztą kumpli założyli grupę, którą
okrzyknęli Huncwotami, a za główny cel wybrali sobie złamanie chyba wszystkich
możliwych punktów szkolnego regulaminu.
Tak właśnie
zaczęła sie ich jadka. Regularnie powtarzali utarte schematy, co chwila
poszerzając je o kolejną wyszukaną ripostę. I chociaż jego natarczywość wzrosła
dopiero w ciągu ostatniego roku, wiedziała, że lada moment ponownie się znudzi
i zajmie inną, do tej pory niezdobytą dziewczyną.
Lily Evans
zdawała sobie bowiem sprawę z tego i powinny to również wiedzieć jej
przyjaciółki, że w tym wszystkim wcale nie chodziło o nią. No, może trochę
chodziło, ale nie w takim sensie jak Dorcas z Mary myślały lub też chciały, aby
chodziło. James Potter próbował tylko udowodnić, że zawsze dostaje to, czego
chce. Czy nie to właśnie powiedział podczas eliksirów? Co prawda moment
zainteresowania jej skromną osobą trwał znacznie dłużej niż zazwyczaj i był
odrobinę bardziej wyszukany, ale nie miała zamiaru być zabawką w jego rękach.
Widziała to setki, a może nawet tysiące razy. Każdy jeden przypadek kończył się
tak samo - w momencie największego znudzenia dziewczyna lądowała w kącie ze
złamanym sercem.
Niemniej jednak, Mary miała rację. Coś się między nimi utworzyło i czymkolwiek to nie było i jakkolwiek by tego nie nazwali, to owe coś miało swój urok. I żeby było śmieszniej, to właśnie tym czymś były te przepychanki. To dogryzanie i owe złośliwości, bez których prawdopodobnie nie potrafiła już sobie wyobrazić Hogwartu.
Niemniej jednak, Mary miała rację. Coś się między nimi utworzyło i czymkolwiek to nie było i jakkolwiek by tego nie nazwali, to owe coś miało swój urok. I żeby było śmieszniej, to właśnie tym czymś były te przepychanki. To dogryzanie i owe złośliwości, bez których prawdopodobnie nie potrafiła już sobie wyobrazić Hogwartu.
W jej głowie
krok po kroku zaczęły przetaczać się obrazy, kiedy to James usilnie próbował
się z nią umówić. Uciekał się do najróżniejszych sposobów i najdziwniejszych
pomysłów, a ona za każdym razem mówiła nie. Nawet jeżeli naprawdę osiągnął swój
cel i sprawił, że była pod ogromnym wrażeniem. Czy możliwym jest to, że to
właśnie te wszystkie odmowy przyczyniły się do tego, że za każdym razem stawał
się coraz bardziej namolny, złośliwy i natarczywy?
W pewnym
momencie oczy jej i Jamesa skrzyżowały się. Przygryzła wargę. Potter
wyprostował się i wyszczerzył zęby w uśmiechu, machając do niej jak
nienormalny.
To wcale nie
było tak, że się kłócili! No... Może faktycznie w pewnym momencie tak było.
Potrafił skutecznie wyprowadzić ją z równowagi do tego stopnia, że darła się na
niego ile wlezie, ale śmiało można stwierdzić, że z tego wyrosła. Przyzwyczaiła
się do tego, że taki ma styl bycia i brała pod uwagę wszelkie możliwe zagrywki,
które coraz częściej traktowała z przymrużeniem oka.
Dlatego też trochę wbrew sobie,
a trochę mając
na uwadze to, co właśnie powiedziała
Mary, a przede wszystkim myśląc o tym, jakby to było, gdyby zaczęli żyć
normalnie, odmachała mu delikatnie. Ignorując jego zaskoczenie i ewidentne osłupienie swoich
koleżanek, podniosła się z miejsca i z tajemniczą miną rzuciła.
- Pomyślę
nad tym!
I z głośnym
śmiechem chlusnęła w dziewczyny wodą, a następnie zaczęła uciekać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz